Ilustracja specjalnie dla tego tekstu: Iwona Siwek-Front, 8 maja 2016
Maj, miesiąc kwitnienia kasztanów i matur. Kim zostaną dzisiejsi
maturzyści? Co wynieśli z wielu lat nauki? Jakie studia, jakie zawody
wybiorą? Które wybory będą trafne, a które nie? Kto awansuje, a kto
zostanie trybikiem korpo? Kto będzie dbał o wymiar etyczny swojej pracy,
a kto wybierze swój interes i machnie ręką na dobro wspólne? Kto
zwycięży i za jaką cenę? Jak się poruszać w "płynnej ponowoczesności"? Kto wypłynie, kto utonie? Czego uczyć kolejnych pokoleń? Jak powinny się zmieniać szkoły w zmieniającym się świecie? Oto są pytania.
1
maja 2016 roku świat obiegła wiadomość, że córka prezydenta Obamy,
17-letnia Malia, zdecydowała się na studia na Harvardzie. Malia
rozważała także m.in. uniwersytety Yale, Princeton, Stanford i Columbia.
W końcu postanowiła pójść w ślady rodziców, absolwentów prawa na
Harvardzie, ale uprzednio zrobi sobie tzw. "gap year", rok przerwy w
nauce na podróżowanie i poznawanie życia, przyjemny dla młodego
człowieka, zalecany przez władze uczelni.
Cóż, nie każdy jest
dzieckiem prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie każdy ma taki wybór
wyższych szkół, jak Malia Obama, i nie o każdym mówią światowe
media. Polak i Polka z maturą w kieszeni rozważają, jaki kierunek
wybrać, żeby mimo ukończenia studiów nie wylądować w call center
na śmieciowej umowie jako "konsultant/ka" od wciskania niechcianych
towarów i usług. Lub na zmywaku w Anglii jako pomywacz/ka w barze, ale
za pensję o tyle godziwą, że da się z niej wyżyć, tyle że bez możliwości
wykonywania swojego zawodu, co de facto oznacza wpuszczenie się w
życiowy kanał. Dzisiejsi maturzyści aspirujący do studiów wyższych mają
tę przykrą świadomość, że dyplom akademicki nie gwarantuje pracy.
Dziś
czasy zmieniają się tak szybko, że wczorajsze wyobrażenia o tym, kim
chciałoby się być w przyszłości, są jak marzenie z poprzedniego
wcielenia. Jak szybko czasy się zmieniają, niechże uświadomi nam fakt,
że pierwszy w świecie telefon komórkowy wykonany przez firmę Ericsson w
roku 1956 ważył 40 kg, miał wielkość sporej walizki i kosztował tyle co
samochód. W 1973 roku Motorola skonstruowała przenośny telefon wielkości
cegły, a nieledwie 3 grudnia 1992 roku wysłano i odebrano pierwszego w
świecie SMS-a. Dziś telefony komórkowe mniejsze od paczuszki chusteczek
higienicznych mają i umieją obsługiwać przedszkolaki.
Trzy fale rozwoju na przestrzeni dziejów
Zmienia
się dosłownie wszystko przyspieszając coraz gwałtowniej. Alvin Toffler (rocznik 1928), futurolog zajmujący się od połowy lat 60. rewolucją
cyfrową, komunikacyjną i korporacyjną, podzielił dzieje ludzkości na
trzy fale zależnie od stosowanych technologii. Dziś żyjemy w trzeciej
fali technologicznej. Ja, urodzona w 1953 roku, w powojennej, mało
uprzemysłowionej Polsce, widziałam jeszcze na własne oczy ustępującą
falę pierwszą, przerobiłam na sobie falę drugą i przyglądam się
zagarnianiu świata przez falę trzecią.
Fala pierwsza, agrarna,
związana jest z technologiami uprawiania ziemi i osiadłym trybem życia, a
zaczęła się ok. 8 tys. lat przed naszą erą. Charakteryzowała się tym,
że podzieliła ludzi na nielicznych posiadaczy ziemi i nieprzebrane
rzesze chłopów przywiązanych do ziemi i będących razem z nią, swoimi
domami, rodziną i zwierzyną, własnością panów tej ziemi. Lub, wymiennie,
udających się na podbój ziem, żeby ich panowie mieli ziem i
przywiązanych do nich poddanych jeszcze więcej. I odwrotnie, broniących
ziem swoich władców, żeby ich nikt obcy nie posiadł. Prawie cała nasza
dotychczasowa historia to dzieje wzajemnego wyszarpywania sobie ziemi.
Fala
przemysłowa, to zapoczątkowany 300 lat temu skokowy rozwój nauki i jego konsekwencje, wysyp wynalazków, maszyn mechanicznych
wszelkiego rodzaju, urządzeń korzystających nie tylko z siły człowieka, zwierzęcia, wody... ale z energii węgla, pary wodnej, ropy naftowej, z
energii elektrycznej itd. itp. W tym czasie człowiek nauczył się
wytwarzać stal obok całego mnóstwa materiałów syntetycznych, jakie w naturze nie występują. Jak wiemy i plusy, i minusy tej nowoczesnej
fali okazały się gigantyczne i zmieniły świat nie do poznania.
Zyskała
ona miano "rewolucji przemysłowej". Pojawiły się fabryki, ich
właściciele, panowie fabrykanci, oraz ich pracownicy, miliony
robotników, ludzi nie posiadających nic, nawet ziemi do uprawiania, ale
za to mogących się wynająć do pracy i przemieszczać się za pracą po
świecie. Za zapłatą. W najgorszym razie przymuszani do pracy bez
wynagrodzenia w miejscach, których nie wybierali z własnej woli, w obozach pracy. Gdy
okazywali się niezdolni do pracy, lub po prostu zbędni, obozy pracy
zamieniano w skrajnych przypadkach na obozy śmierci.
Trzecia
fala, fala informatyczna, raczkująca w drugiej połowie XX wieku i
stająca pewnie na nogi w XXI wieku, to nasze obecne czasy, których
najbardziej istotną cechą jest to, że nowa technologia, elektroniczna
nanotechnologia, wytworzyła nową sferę okalającą całą ziemię. Jest to
sztucznie przez człowieka wykreowana noosfera (z greki: νους, noos - mózg,
umysł), umożliwiająca nieograniczoną odległościami natychmiastową
komunikację między ludzkimi umysłami. Do naturalnych sfer, litosfery,
hydrosfery, atmosfery i biosfery, człowiek mocą swojego umysłu dodał
sferę w naturze nieistniejącą, noosferę. Dzięki temu Ziemia zyskała coś
jakby wszechobecnego ducha, zbiorowy umysł, przestrzeń wirtualną.
Technologia
elektroniczna udoskonaliła także przemysłową wytwórczość potrzebnych
ludziom produktów zarazem sukcesywnie redukując zapotrzebowanie na pracę
ludzkich rąk. Rezultat: podział na nielicznych producentów dóbr wszelakich i
nieprzebraną ilość konsumentów tych dóbr oraz gwałtowne bezrobocie przy
monstrualnym rozroście sektora finansowego w rękach garski zawiadujących
tym sektorem.
Dlaczego 1% bogaczy posiada tyle ile połowa ludzkości
Odpływ
pieniędzy do beneficjentów tego systemu zaprojektowany jak otwarte
widełki odbywa się nieustannie równocześnie przyspieszając, co
doprowadziło do tego, że 85 najbogatszych ludzi świata posiadło w
styczniu 2014 roku tyle, ile 3,5 miliarda ludzi, niecała połowa całej
populacji. I oczywiście gastka ta nadal się bogaci, a reszta ludzi nadal
biednieje. W grudniu 2015 roku przekroczona została kolejna granica:
teraz 1% najbogatszych posiada tyle, ile 50% wszystkich mieszkańców
Ziemi. Jest to ogromna nierówność i wynikają stąd ogromne napięcia
społeczne, które w ten czy inny sposób się rozładowują i będą się
rozładowywać, jako że napięcia mają to do siebie.
Mówi się, że to
wirtualne pieniądze, ale to nie są pieniądze wirtulane, choć mogą być
zapisane na nośnikach elektronicznych i za pomocą komputera przelewane.
Jednakże wszystkie pieniądze to zapis pracy, wszystkie muszą być
wypracowane. Teraz lub w przyszłości. Gdyby tak nie było, każdy mógłby
sobie wpisać dowolnie wysoką cyfrę na swoim komputerze i uznać, że są to
jego pieniądze. Nie, genialny wynalazek Fenicjan, który ucywilizował
bardzo jeszcze prymitywny świat bezpośredniej wymiany wytworów pracy, to
zapis transakcji o pracę. Włożoną w towar lub usługę, przedmioty tej
wymiany.
Wymianę tę dzięki zapisowi na banknotach można
uskuteczniać ze sporym przesunięciem w czasie (konkretnie do
unieważnienia waluty). Szewc nie od razu musi dać buty za chleb
piekarzowi, może to zrobić wtedy, gdy mu chleba zabraknie. Będzie
chciał, to pójdzie sobie do pośrednika, sklepu z pieczywem, i za jakiś
czas wymieni sobie ekwiwalent butów - banknot (czy monetę) - na świeży chleb.
Dlaczego opowiadam takie
oczywistości? Bo niejeden już raz przekonałam się, że ludzie nie bardzo
wiedzą co oznacza to pojęcie "wirtualne pieniądze". Bo i w zasadzie
jest to pojęcie mylne. "Wirtualne pieniądze" mogą istnieć jako tzw.
kryptowaluta, bitcoiny i inne "wynalazki", czyli nie istnieć, coś jak
wirtualna pizza, można za nią zapłacić prawdziwymi pieniędzmi, ale nie
można się nią najeść. Prawdziwe pieniędze zgarnie jedynie ten, kto się
załapie na hossę, cała reszta, która zapłaciła żywą gotówką za wirtualne bitcoiny, straci. Ponieważ na temat bitcoinów są różne zdania, wyrażę w
tym miejscu swoje: bitcoiny to dowód na to, że ludziom można sprzedać
wszystko, nawet wirtualną pizzę.
Bogacenie się ludzi bogatych,
czyli mających i inwestujących pieniądze w pracę innych ludzi polega na
tym, że ludzie potrzebujący pieniędzy biorą kredyty, zadłużają się,
czyli sprzedają swoją pracę, którą wykonają w przyszłości. Tym samym
ludzie bogaci mają zapewniony nieprzerwany dopływ gotówki w przyszłości,
a dłużnicy mają przyszłość obciążoną zobowiązaniem, że będą pracować i
część swoich zarobków odprowadzać na konta kredytodawców.
Ten 1%
ludzi nie tylko ma tyle, ile połowa ludzkości, ale ma też zapewnioną
dostatnią przyszłość. Nooo, chyba że system się zawali, ale bogaci robią
oczywiście wszystko, żeby tak nie było, za pomocą struktur, które
ustanowili i które obługiwane są przez odpowiednio opłacanych strażników
systemu. Ci strażnicy to politycy, prawnicy, policjanci, bankowcy,
urzędnicy...
Kto chce się dowiedzieć, jak to funkcjonuje, niech
sięgnie choćby po lekturę "Żyjąc w pożyczonym czasie" Zygmunta Baumana,
jest to wywiad-rzeka z tym wybitnym myślicielem i socjologiem zrobiony zaraz
po finansowym kryzysie światowym 2008 roku. Na zachętę cytat: "Obecny
'kryzys kredytowy' nie jest skutkiem porażki systemu bankowego; wręcz
przeciwnie, jest efektem jego zawrotnego sukcesu. Sukces ten polega na
przekształceniu zdecydowanej większości ludzi, zarówno młodych, jak i
starych, w nową rasę dłużników".
Jak zmienia się edukacja w ślad za zmianami w świecie pracy
Schyłek
poprzedniej fali podzielił ludzi na nowych władców i nowych poddanych,
dając tym pierwszym gwarancję luksusowego życia teraz i w przyszłości, a
tych drugich pogrążając w długach do odpracowania w nieskończoności
(dzieci dziedziczą długi rodziców). Oczywiście o ile system nie runie,
co jeszcze raz podkreślę. Bo wraz z nastającą nam trzecią falą, falą
informatyczną, zmienia się dosłownie wszystko, a najbardziej powszechna
wiedza o mechanizmach rządzących światem.
Każda fala
przehierarchowizuje społeczeństwo. W pierwszej hierarchia była stała i,
jak wierzono, dana od sił wyższych, bogów, nie do ruszenia. W drugiej
sztywność ta kruszała i nagle okazywało się, że jeśli człowiek był dość
inteligentny, wyedukowany, sprytny a i przy odrobinie szczęścia wystarczająco bezwzględny, mógł
pokonać drabinę hierarchii "od pucybuta do milionera"... Jak
głosiło najbardziej nośne hasło najbardziej prężnego państwa drugiej
fali rządzonego już nie przez władców z boskiego namaszczenia, a
prezydentów z ludzkich wyborów, których ostatni jest wręcz
nieakceptowalnej do niedawna ciemnej domieszki skóry i wysyła swoją
równie ciemnoskórą córkę na Harvard. Sztywna, Stała, Trwała Nowoczesność
przechodząc w Płynną Ponowoczesność rozprawiła się z uprzedzeniami
rasowymi, dziś wiemy już, nawet jeśli daleko nie wszyscy to akceptują, że człowiek to
człowiek, niezależnie od koloru skóry, liczą się jego osobiste
przymioty, charakter, talenty, wykształcenie...
Każdej fali
towarzyszyły inne systemy edukacyjne, z grubsza rzecz biorąc w pierwszej
zawód przechodził z ojca na syna we własnym zakresie szkolenia, w
drugiej syn, a w końcu i córka mogli liczyć na społeczny awans ucząc się
pilnie w systemie szkół prywatnych lub państwowych do wybranego przez
siebie zawodu. A jak to jest w trzeciej?... Państwowe systemy edukacyjne
ze swoimi rozmiarami i ciężarem są jak dinozaury w czasach
zmieniającego się klimatu, nie pomogą żadne doraźne reformy, muszą
wyginąć, bo ich następcy są mali, zwinni, smart i, przede wszystkim,
bardziej przystosowani do szybkich zmian temperatur.
Stąd wraz z
nastaniem XXI wieku mamy do czynienia z istnym wysypem przemyśleń
radykalnie krytykujących dotychczasowy system nauczania, choć na razie
Polska czeka z ich tłumaczeniami, a sama usiłuje swój system
zreformować. Na szczęście nieznajomość języków obcych nie jest żadną
barierą w czasach otwartych granic i księgarń internetowych, książki
można nabyć i czytać.
Już same tytuły mówią w czym sęk, np.
"Anna, szkoła i dobry Bóg. Zdrada naszych dzieci przez system nauczania", niemieckiego filozofa Richarda Davida Prechta (rocznik
1964), to publikacja z roku 2013 (po niem.), a jej motto przewodnie
brzmi: "Nie potrzeba nam dalszych reform systemu nauczania, trzeba nam rewolucji!".
Rzecz
w tym, żeby nauczanie pamięciowe w czasach, gdy pamięć jest wspierana
internetem, wymienić na nauczanie rozumowe. Nasze dzieci nie rozumieją,
dlaczego mają wiedzę wkuwać na pamięć, skoro po pierwsze wystarczy kilka
kliknięć, żeby ją mieć, po drugie choćbyśmy pękli, nie jesteśmy w
stanie ani się jej nauczyć na pamięć, ani zapamiętać na resztę życia. Od
tego mamy pamięć elektroniczną. Nasze mózgi są o wiele za cenne, żeby
zaśmiecać je bezużyteczną wiedzą. R.D. Precht definiuje: "Wykształcenie to jest to, co nam zostaje, gdy to, czego się uczyliśmy, zapomnimy".
Precht cytuje swojego starszego kolegę po fachu, Karla Poppera (1902-1994): "Gdy
myślałem o przyszłości, marzyło mi się założenie takiej szkoły, w
której uczniowie by się nie nudzili, a byli inspirowani do wspólnych
rozważań, jak rozwiązywać problemy. W szkole nie powinno chodzić o
niechciane odpowiedzi na niepostawione pytania i uczenie się do
egzaminów, ale o to, żeby się czegoś nauczyć".
Jeśli do
cytatu z Poppera dodamy cytat Prechta, to widzimy, że z wielu lat nauki
tak naprawdę niewiele nam zostaje. Krótko mówiąc znakomita większość
ludzi mimo pokończonych szkół i uzyskanych dyplomów jest
niedokształcona (o ile nie uczy się całe życie we własnym zakresie). Internet i fora społecznościowe są doskonałym
sprawdzianem tego, jak ludzie rozumują... lub, niestety, rozumować nie
umieją. Cóż z tego, że umieją czytać, pisać i że kiedyś znali nawet po
kolei na pamięć imiona królów i mnijeszych dopływów większych rzek? Cóż z tego, że gdzieś im
dzwoni, że tangens to nie to samo, co Ganges, a pierwiastek może być
operacją matematyczną mimo że jest też substancją chemiczną?
Wystarczy,
że wdadzą się w dyskusję na fejsbuku, a już się okazuje, że na logiczne
argumenty dogadać się nie sposób. Częściej dochodzi do zatoru nie do
ruszenia, niż prowadzącej do porozumienia wymiany poglądów, a teraz
wyobraźmy to sobie w skali społeczeństwa? Społeczeństw? Tymczasem
właśnie wzajemne porozumiewanie się jest najwyższym wymogiem czasów, bo o
ile wcześniej argumentem było rozłupanie czaszki opornego w pojmowaniu
przeciwnika, o tyle od pewnego już czasu rozwiązania siłowe kończą się
katastrofą humanitarną o globalnym a nie lokalnym zasięgu.
Już
słyszymy, że najbutniejszy z kandydatów na prezydenta USA, ostatni atut
("trump" znaczy "atu", "trumpf") ustępującej fali drugiej, zapowiada
użycie bomby atomowej w wojnie z państwem islamskim ISIS. Miejmy
nadzieję, że Trump nie zostanie prezydentem i nie przyciśnie guzika.
Przed pokoleniami trzeciej fali stoi globalne zadanie, jakiego
dotychczasowy znany nam świat nie znał: dogadanie się globalne.
Globalna Wspólnota, wyzwanie Trzeciej Fali
W
ostatnich dekadach uwolnionego neoliberalnego rynku doszło do
bezprecedensowej deregulacji i patologii we wszystkich dziedzinach życia
od moralnej począwszy poprzez polityczną, na finansowej skończywszy. A
raczej jedno pociąga za sobą drugie: "...kapitalizm, podobnie jak
systemy liczb naturalnych w słynnym twierdzeniu Kurta Gödla, nie może
być jednocześnie niesprzeczy i zupełny. Jeśli nie wchodzi w sprzeczność z
własnymi zasadami, pojawiają się problemy, z którymi nie umie sobie
poradzić, a jeśli próbuje je rozwiązać, nie może tego uczynić, nie
popadając w sprzeczność z założeniami, na których się opiera", mówi Zygmunt Bauman ("Żyjąc w czasie pożyczonym").
Jeżeli
zapomnieliśmy jak brzmi "słynne twierdzenie Gödla", możemy sobie
wygooglować i już wiemy, ale jak rozwiązać sprawy rosnącej
destabilizacji społeczeństw? Zadłużeniowej spirali? Biedy i wykluczenia?
Migracyjnego tsunami? Budowanie zasieków z drutów
kolczastych, murów, odgradzanie się, odgrażanie się ("zbudujemy duży 'wall' na całej
granicy z Meksykiem", obiecuje swoim wyborcom amerykański "Atut"), problemów nie
rozwiąże, a jedynie odsunie go w czasie zarazem pogłębiając.
Donald
Trump, amerykański symbol chciwości i kiczu z "pożyczką" - tą zaczesaną
grzywką - na głowie, to miliarder, który już urodził się bogaczem od
handlu nieruchomościami w poprzedniej fali; w latach 70. zatrudniał przy
budowie apartamentowców nielegalnych polskich imigrantów za psie
pieniądze, dziś zdobywa sobie zwolenników antymigracyjnymi hasłami. Ale
mamy już i miliarderów "trzeciej fali", Billa Gates'a, współzałożyciela
Microsoftu, Marka Zuckerberga, twórcy facebooka...
To są inne
umysły, inny rodzaj myślenia, nie dorobili się swoich majątków
pazernością, ale pomysłami, które rozwinęły świat. Dzięki ich wynalazkom
ludzie mogą się ze sobą łączyć swoimi umysłami i wspólnie szukać
rozwiązań na najbardziej palące problemy całego globu. Rzecz w tym, żeby
systemy edukacyjne kształciły takich ludzi, ludzi rozumiejących
mechanizmy współczesnego świata. Tylko łączenie się ludzi w zespoły może
dać wymierne rezultaty. A będą one wymierne, gdy całe (krytyczna
większość) społeczeństwa będą świadome konieczności zmian.
Żeby
tak było, szkoły powinny umożliwiać i wspierać rozwijanie
intelektualnych i emocjonalnych stron człowieka, a nie jego mechaniczną
pamięć. Jak korzystać z wiedzy, po którą można z łatwością sięgać, a nie
jak ją spamiętać - to jest zadanie współczesnych nauczycieli. Jak
dobierać się w zespoły i jak efektywnie, ale też etycznie pracować nad
rozwiązywaniem postawionych problemów, a nie jak ścigać się w zdobywaniu
punktów, lepszych ocen, dyplomów.
Pisanie o pracy zespołowej w
czasach rozbuchanego indywidualizmu i powszechnego memu "brawo ja!", to
jak poszukiwanie rozwiązania kwadratury koła. A jednak o ile w naszych
czasach mamy do czynienia z "promocją"* egoizmu, o tyle w przyszłości, i
to zapewne nieodległej, albo znajdzie się sposób na wspólne dbanie o
planetę Ziemia, albo planeta Ziemia znajdzie sposób na nas (*w
cudzysłowie "promocją", bo i terminologia się dostosowała, ten wygrywa,
kogo wypycha przed innych większa moc).
Kwadratura koła jest
paradoksem nie do rozwiazania, ale przekształcenie globalnej piramidy
finansowej w krąg zdrowych przepływów, w stały recykling zasobów naturalnych, pracy i pieniędzy jest zadaniem
dla obecnych i przyszłych pokoleń. Wymaga to dużej pomysłowości,
wszystko wskazuje na to, że świat ma dwa wyjścia, albo się globalnie
dogadać, albo globalnie wykończyć. Marzenie o jakichś lokalnie
odseparowanych samowystarczających "narodowo czystych" społeczeństwach
jest niezdrową mrzonką, nad którą nie warto się zatrzymywać, żyjemy w czasach
fizycznych migracji globalnych, przyspieszonego mieszania się ludzi różnych narodowości i kultur i wirtualnej globalnej wymiany myśli, w
noosferze.
"Dzięki falom elektromagnetycznym każdy mieszkaniec
Ziemi może niejako być w każdej dowolnej chwili w każdym miejscu
jednocześnie... Oto nadeszły czasy od dawna zapowiadane jako 'trzecia
rewolucja przemysłowa', albo 'przewrót elektroniczny'. Ziemia 'poszerzyła się' o nową sferę, nazwaną pierwotnie przez filozofa
Pierre’a Teilharda de Chardin 'noosferą' , sieć telematyczną
(telekomunikacja + informatyka) oplątującą całą planetę, pociągnie to za
sobą nieprzewidywalne wręcz zmiany w rozwoju ludzkiego intelektu i
sposobów zachowań, przyniesie nieprawdopodobne korzyści ale i nieznane
niebezpieczeństwa", pisałam w roku 1991 w artykule do "Przekroju" o
pierwszej telewizji obejmującej całą kulę ziemską i nadającej informacje
24 godziny na dobę, telewizji CNN.
Dziś, ćwierć wieku później,
zmiany te można obserwować wokół siebie, a to, co wtedy było
nieprzewidywalne, dziś widać na wyciągnięcie ręki, czyli... dookoła
świata. Wystarczy mieć przy sobie niewielkie ale nadzwyczaj sprytne
urządzonko elektroniczne podłączone do wszechobecnej sieci i wykonać kilka
kliknięć. Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku urządzenie to,
smartfon, dopiero się wylęgało. Dziś mamy z niego zarówno cały wachlarz
korzyści, jak i moc niebezpieczeństw. Dzieci dziś chodzące do szkół żyją
w zupełnie innej rzeczywistości, mają laptopy, e-booki, wielofunkcyjne
komórki. I doskonale sobie z nimi radzą. Zarazem narażają na pułapki Internetu. Pokierowanie umysłami naszych dzieci, to aktualne wyzwanie
dla rodziców i systemu edukacyjnego.
Od piramidy wyzysku do filozofii odzysku, czyli od EGO do ECO
Podstawą
piramidy jest PRACA. Ta zwyczajna praca potocznie zwana "uczciwą"
pracą. Praca, czyli wytwarzanie, zrobienie wszystkiego, co jest nam
niezbędne do życia, od zasiania zboża po chleb, od ścięcia drzewa po
mebel. Ja coś umiem, ty coś umiesz, wymieniamy się i tym sposobem każdy
ma wszystko. Tak wyglądał kiedyś handel wymienny.
Ale żeby sobie
ułatwić życie i nie musieć się wymieniać bezpośrednio, wynaleziono
pieniądze, które ucywilizowały świat. W tym nowym świecie utworzyły się
struktury państwowe ściśle powiązane z systemem podatków z dochodów. I
tak jest do dziś. Państwo ściąga ze swoich pracujących obywateli
(dawniejszych poddanych) tyle podatków, ile się tylko da, ale na tyle
mało, żeby ludzie pracy nie wyginęli (są wszak podstawą piramidy).
Ponad
zwykłą pracą stoi praca specjalistyczna. Jeśli ktoś potrafi coś
wyjątkowego, co zazwyczaj wymaga specjalistycznego wykształcenia, lub
szczególnego talentu, albo wyglądu, to może zarabiać znacznie więcej,
niż jest mu niezbędne do przeżycia - wystaczy, że jest na to coś
zapotrzebowanie.
Tu różnice w zarobkach mogą być bardzo duże w
tym samym zawodzie, piekarz z warstwy "ZWYKŁA PRACA" zazwyczaj zarabia
tyle ile inny piekarz w tym samym kraju, ale jeden adwokat z warstwy
"SPECJALISTYCZNA PRACA" może zarabiać znacznie więcej niż drugi, zależy
"jak się sprzedaje". Jeśli jest "gwiazdą palestry" to może być znacznie
bardziej majętny niż jego kolega po tych samych studiach. Jeden pisarz
może przymierać głodem, inny jest autorem bestselerów i zarabia krocie
itd. itp. Ciągle jeszcze jest to jednak sprzedawanie swoich wyrobów, czy
to materialnych czy intelektualnych.
Wyższym stopniem na naszej
piramidzie jest HANDEL, czyli PRACA KUPCÓW. I jest to pośredniczeniem
między wytwórcą a nabywcą a nie pracą sensu stricte, choć kupiec może
się nieźle nagimnastykować. Tyle że w przenośni. Tu bowiem zaczyna
działać zasada dźwigni. Nakład pracy dwóch kupców może być taki sam, a
rozrzut w zarobkach ogromny, wszystko zależy od tego, co i w jakich
ilościach się sprzedaje, czy cebulę z koszyka czy ropę naftową
tankowcami.
Pośrednik handlowy zarabia na umiejętności
zidentyfikowania potrzeby i jej zaspokojeniu. A także na tym, jakie
"przebicie" uzyska. Butik na Bulwarze Zachodzącego Słońca może
sprzedawać ten sam ciuch wielokrotnie drożej, niż sklepik z ubraniami w prowincjonalnym amerykańskim miasteczku (i nawet różnica wynajmu lokalu tego nie
usprawiedliwia). Dodajmy, że kupiec może handlować towarami legalnymi i
nielegalnymi. Jeśli porusza się w strefie szarej czy wręcz czarnej, to
nie płaci podatków, przynajmniej nie na normalnej drodze wypełniania
zeznań podatkowych i oddawania państwu. Jeśli jest kupcem uczciwym,
płaci podatki (i odprowadza VAT, którzy zapłacili nabywcy w cenie
towaru).
Kolejnym stopniem na naszej piramidzie jest PRACA
PRZEDSIĘBIORCY, czyli kogoś, kto ma pomysł i środki na uruchomienie przedsiębiorstwa i umie innym zorganizować pracę, "zaprząc" ich do pracy, czym się niejako zwielokrotnia. Przedsiębiorca musi jednak posiadać
niezbędne know-how oraz specyficzne cechy charakteru składające się na
przedsiębiorczość, żeby umieć poprowadzić swoje przedsiębiorstwo złożone
z kilku do kilkunastu, kilkudziesięciu, kilkuset a nawet kilku, wielu
tysięcy ludzi. Jeśli to umie, jest bogatszy od pracowników i pośredników
tej wytwórczości. Już jego w tym głowa, żeby za wykonywaną
pracę płacić możliwie mało, bo przecież jeszcze musi zapłacić różne
świadczenia socjalne za pracownika... nooo, chyba, że przeniesie swoje
przedsiębiorstwo do krajów, w których o świadczeniach socjalnych nikt
nie słyszał. W globalnym świecie to możliwe.
Mamy jeszcze jedną grupę
społeczną. To artyści zatrudnieni przez
przedsiębiorców do reklam. Ci służą swoimi talentami w zachęcaniu do
kupowania, konsumpcji a także brania kredytów. Jeśli osiągnęli status
gwiazdy, a właśnie takich wybiera się do reklam, w szczególności banków,
zarabiają niewspółmiernie wielkie pieniądze, nawet wybitnemu lekarzowi
nie śnią się takie zarobki, jakie inkasują aktorzy, piosenkarze,
moderatorzy telewizyjni, ba, pogodynki, czyli tzw. "znane twarze", za kilkuminutową reklamę.
Sprawa
wygląda więc tak, że przedsiębiorca steruje swoimi menedżerami od, jak
to się mówi, "zarządzania zasobami ludzkimi" (z warstwy specjalistów), i
może nawet nigdy nie oglądać swojego przedsiębiorstwa ani jego
pracowników. Zwłaszcza jeśli przedsiębiorstwa rozrastają się do
wielkości międzynarodowych korporacji, koncernów wytwórczych o wielu dyrektorach, prezesach,
menedżerach itd., itp. O wysokość swoich podatków przedsiębiorca
(producent) może się spierać z politykami (spierać czyli lobbować, a i
smarować, czyli korumpować polityków, czy wspierać finansowo, mniej lub
bardziej otwarcie, ich kampanie wyborcze...).
I tak zbliżamy się
do wierzchołka piramidy. Tu mamy finansistów, właścicieli pieniędzy i
zarządców pieniędzmi. Pieniądze tylko wtedy przynoszą zysk, jeśli krążą
między tymi wszystkimi warstwami z naciskiem na "wszystkimi". W
przeciwnym razie są bezwartościową makulaturą. Pieniądz, jak wspomniano
na początku, jest tylko umowną formą pośredniczenia między towarem a
kupującym. Nie krąży, nie wart jest nic, nawet nie tyle, ile papier, na
którym został wydrukowany.
Słowo "krążyć" kojarzy się z kołem, z
układem cyklicznym. Jak woda w przyrodzie. W górach pada deszcz, pod
wpływem siły ciążenia woda spływa strumyczkami w dół, łączy się w
większe strumienie, te łączą się w rzeki, wpływają do większych rzek, te
płyną do mórz i oceanów. Morza i oceany parują, tworzą się chmury,
wracają nad ląd, skraplają się, spływają w dół... Jest to naturalny
obieg wody na Ziemi, cykl hydrologiczny. Cykl.
W taki cykl,
zamknięty krąg, trzeba nam przekształcić piramidę światowego
wykorzystywania zasobów naturalnych i ludzkiej pracy. Zespoły ludzi
rozumiejących te mechanizmy zapewne już nad tym pracują, ale jeśli nie,
jeśli ciągle jeszcze tkwią w systemie piramidy, przyczyniają się do
nadmiernej eksploatacji Ziemi i do pogłębiania społecznych nierówności, które i ich
zagarną, bo nie mogą w dalszej perspektywie istnieć bez reszty społeczeństwa. Coraz więcej autorów analizuje ten stan rzeczy i wskazuje na
konieczność współpracy wszystkich ze wszystkimi. W skali globalnej.
Podstawą
działania zespołowego jest zaufanie, a w świecie ludzi nastawionych
wyłącznie na własny zysk, pierwsze, co zanika, to zaufanie. W obecnym
świecie mamy dramatyczny deficyt zaufania. Jednak już teraz są w świecie takie
szkoły, które wprowadziły kształcenie dzieci pod kątem inteligencji
emocjonalnej, EQ, jako równie a nawet ważniejszej od "mechanicznej" IQ.
Przyszłość jest nieprzewidywalna, ale jedno jest pewne, w ciągu pół
wieku ilość ludzi się podwoiła i trend nieustannego wzrostu
demograficznego jak na razie się utrzymuje. A im nas więcej, tym
ważniejsze są cechy nakierowane na pokojowe współżycie.
*
Wybrane lektury:
Jeremy
Rifkin, "Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery
postrynkowej", tł. Ewa Kania, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 2001
"Na
pokaz. O konsumeryzmie w kapitalizmie bez kapitału", praca zbiorowa pod
red. Tomasza Szlendaka i Krzysztofa Piotrowicza, wyd. Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika, Toruń 2004
Barbara Ehrenreich, "Za grosze pracować i (nie) przeżyć", tł. Barbara Gadomska, wyd. W.A.B., Warszawa 2006
Benjamin
R. Barber, "Skonsumowanie. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje
dorosłych i połyka obywateli", tł. Hanna Jankowska, wyd. MUZA SA,
Warszawa 2008
Patrick Artus, Marie-Paule Virard, "Wielki kryzys
globalizacji", tł. Lucyna Mazur, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa,
Warszawa, 2010
Richard Sennett, "Etyka dobrej roboty", tł. Jan Dzierzgowski, MUZA SA, Warszawa 2010
Zygmunt Bauman, "Ponowoczesność jako źródło cierpień", wyd. Sic!, Warszawa 2000
Zygmunt Bauman, "Razem osobno", tł. Tomasz Kunz, Wyd. Literackie, Kraków, 2003
Zygmunt Bauman, "Społeczeństwo w stanie oblężenia", tł. Janusz Margański, wyd. Sic!, Warszawa 2006
Zygmunt Bauman, "Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy", tł. Stanisław Obirek, wyd. WAM, 2006
Zygmunt Bauman, "Żyjąc w czasach pożyczonych", tł. Tomasz Kunz, Wyd. Literackie, Kraków, 2010
Naomi Klein, "NO LOGO" ("NO SPACE, NO CHOICE, NO JOBS, NO LOGO"). tł. Hanna Pustuła, wyd. Świat Literacki, Izabelin, 2004
Naomi
Klein, "Doktryna szoku. Jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski
żywiołowe i kryzysy społeczne", tł. Hanna Jankowska, Tomasz
Krzyżanowski, Katarzyna Makaruk, Michał Penkala, wyd. MUZA SA 2008/2011
Naomi Klein, "To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat", tł. Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk, MUZA SA, Warszawa 2016
oraz
Jochen Krautz, "Ware Bildung: Schule und Universität unter dem Diktat der Ökonomie" ("Towar 'edukacja': Szkoła i uniwersytet pod dyktatem gospodarki"), wyd. Diederichts, Monachium 2007
Richard
David Precht, "Anna, die Schule und der liebe Gott. Der Verrat des
Bildungssystems an unseren Kindern" ("Anna, szkoła i dobry Bóg. Zdrada
naszych dzieci przez system nauczania"), wyd. Goldmann, Monachium 2013
(tekst dla wydania czerwcowego 2016 "Edukacji i Dialogu", tł. w tekście moje)
KOMENTARZE