Letni dzień, ogród, stół, na nim biały obrus, kaktus w doniczce, żółty
mlecz w wazonie, dzbanek, kubki, talerzyki... i czerwona łapka na osy,
żeby broń Boże nie użądliły, nie stało się nieszczęście... powietrze z
pewnością drży od brzęczenia owadów... Poranna kawa? Popołudniowa
herbata? Długie cienie, więc słońce zbliża się ku zachodowi... Iluż
pisarzy, poetów, dramaturgów taki obrazek skłonił już do reflesji nad
przemijaniem? "Trwaj, chwilo", zaklinał Goethe, ale minęła, a po niej
następne i następne, aż w końcu minął i sam poeta i ile chwil po nim.
Lecz... "nie wszystek umrę", wiedział już Horacy wiele wieków przed
Goethem. Głosił nieśmiertelność poezji, potęgę słowa.
Ryszard
Częstochowski, bydgoski poeta, w swoim ostatnim tomiku wierszy "Martwa
natura z łapką na osy", którego okładkę zdobi opisane zdjęcie,
podejmuje te dwa wątki po swoich poprzednikach, daremność życia, skoro
jest śmiertelne i trwałość poezji, skoro jest tak nieśmiertelna, że i
Goethe, i Horacy, poeci czasowo tak odlegli od siebie, na równi w niej
żyją. W wierszu "Koniec sezonu" poświęconym hippisowi o ksywie "Szwed",
który "nie dotrwał jesieni 1977, bo zabrała go tinctura opii simplex",
jak informuje dedykacja, autor wspomina dzień 15 lipca 1977, też już
bardzo odległy, choć nie tak, jak czasy Horacego i Goethego.
"Szwed", dwudziestolatek, hippis jak Częstochowski, nie dożył jesieni
1977 roku, choć "jak to możliwe / dopiero początek sezonu".
Życie
tak ma, że przenika je wszechpowszechna śmierć, bo jeśli jest życie,
jest i ona, choć boimy się tego słowa, jak wolimy nie nadużywać słowa
"miłość", żeby nam nie spowszechniało. A jednak. Jest jak w wierszu
"Losowanie", bohaterów A, B, C, D, E, F i nawet G dopada śmierć w
zupełnie obojętnej chwili nielicząca się ani ze sprawiedliwością, ani z
niestosownością sytuacji. I nic nie można zrobić, najwyżej odnotować w
biurze ewidencji ludności, w kronice towarzyskiej, albo w sądowym
pitawale... lub też wcale, jak w przypadku G, którego śmierć tak
wczesną, że prawie żadną, zauważył dopiero poeta i skrupulatnie
odnotował nadając jej literę "G" i tym samym rangę równą śmierciom od
"A" do "F".
Lecz mimo rozlicznych ludzkich nekrologów i
nieustannych umierań zwierząt i roślin wokół, nikt na śmierć nie jest
tak naprawdę gotowy, nawet ten, który chce jej zajrzeć w oczy, pokonać
lub się jej poddać: "od młodości trenowałem umieranie / przecinając
żyły aplikując heroinę / i inne toksyczne substancje na spirytusie /
głęboko szukałem swojej duszy / drugiej strony życia // teraz życie
stało się nałogiem / i nie chcę iść na odwyk", pisze poeta w wierszu "Jestem nie gotowy...".
Bo
przecież w życiu tyle się dzieje, tyle wartych i niewartych przeżycia
wydarzeń, wartych z rzadka, głównie czeka się na nie, i tych niewartych,
choć właśnie z nich życie głównie się składa, jak choćby z kupowania
ubrań: "nie umiałem w swoim życiu rozstać się ze spodniami / gdy
zaczynały być wygodne i znoszone /.../ powoli musiałem oswajać nowe
spodnie / po mękach zakupów i torturach przymierzania / w ciasnych
przymierzalniach", skarży się Częstochowski w wierszu "Metafizyka
wygodnego ubrania", a czytelnik zadziwia, że tak zwyczajny temat wart
był poetyckiego talentu i miejsca w tomiku.
A jednak: nie tylko miłość i jej wrogini,
śmierć, godne są poetyckiego zaistnienia, również te sprawy pomiędzy
warte są odnotowania, o ile zrobi to natchniony Poeta w bliskim
kontakcie z Muzą go inspirującą. Dziś, gdy wiersz uwolnił się ze
ścisłych rygorów i stał się wierszem wolnym, temat i sposób jego ujęcia
jest tym ważniejszy. Wolny wiersz, to, jak pisałam już kiedyś w innym
kontekście: oryginalny pomysł na całość, zaskakujące skojarzenia,
wyrafinowane skróty myślowe, nienachalna filozofia, subtelna ironia,
odkrywcze intelektualne odniesienia, nowatorskie metafory, błyskotliwe
porównania, innowacyjne neologizmy, celne puenty... Poeta od wolnych
wierszy musi być spostrzegawczy, oczytany, odkrywczy, wrażliwy i musi
być mistrzem w posługiwaniu się językiem...
Wszystko to w stosownych, nomen omen,
dawkach, znajdujemy w "Martwej naturze z łapką na osy" Ryszarda
Częstochowskiego. Autor z pewnością przejdzie tam, gdzie są Goethe,
Horacy i wszyscy inni ludzie, którzy żyli, nawet ci, którzy się nigdy
nie narodzili, jak bohater wiersza "Losowanie", "G". A wiersze Poety
trafią, czego im życzę, do kolejnych i kolejnych pokoleń czytelników i
będzie ich nieskończenie wzruszać ten chłopiec z wiersza "Bóg w nas",
który tak bardzo chciał żyć wiecznie: "teraz gdy już jestem stary
patrzę na siebie / kilkuletniego chłopca i serce mi pęka / ileż ty mały
musiałeś wycierpieć / poparzony w gorączkach z zapaleniami / nie
poddaleś się tak bardzo pragnąłeś / żyć wiecznie / jaki ty silny byłeś
maleńki / płaczę po tobie".
KOMENTARZE