LOGOWANIE

NEWSLETTER

WYSZUKIWARKA

KULTURA 13.06.2018 10:23
 

Bartek Pawłowski: Igrzyska jakieś nastały, mecze. Warto zatem przypomnieć piękny tekst Baudelaire'a. Ja się piłką nożną ostatnio interesowałem dawno temu. Nie wiem czy nie wtedy, gdy Polska z Litwą w jednej drużynie grały mecz z Krzyżakiem. Grał też wtedy z "nami" Jan Žižka i za jego pamięć wznoszę holbę pysznego piwka. Oraz za starych kuglarzy... ;)


A holba to po czesku:


1. nádoba na pití s uchem a víkem


"Dovnitř se podívat nebylo možná, bylo tam nabito; sama Kristla, když nesla pivo ven do sadu, kde páni seděli, holby nad hlavou nést musela, aby jí je nevyrazili."


2. stará jednotka objemu


A teraz do rzeczy:


Charles Baudelaire: "Paryski spleen", XIV. Stary kuglarz


Wszędzie roił się, kłębił i szalał odświętny tłum. Była to jedna z tych uroczystości, których wyczekują kuglarze, akrobaci, treserzy i wędrowni kramarze, licząc, że wynagrodzą im martwy sezon.


W takie dni zdaje się, że lud zapomniał o wszystkim, o bólu i o pracy; upodobnia się wtedy do dzieci. Dla najmłodszych jest to dzień wakacji, szkolna tortura odroczona na dwadzieścia cztery godziny. Dla starszych - rozejm zawarty z ciemnymi siłami życia, wytchnienie od powszechnej walki.


Nawet światowcy i ludzie oddani sprawom ducha nie potrafią na ogół oprzeć się wpływom ludowej jubilacji. Mimowolnie wdychają coś z tej beztroskiej atmosfery. A ja, jako prawdziwy paryżanin, w te uroczyste dni nigdy nie omieszkam dokonać przeglądu wszystkich wznoszących się dumnie bud.


Te konkurowały ze sobą zaiste nieubłaganie: piszczały, ryczały, wyły. W zgiełku mieszały się krzyki, huk trąb i wybuchy rac. Błazny i arlekiny konwulsyjnie wykrzykiwały, twarze ogorzałe wiatrem, deszczem i słońcem; ze spokojem aktorów pewnych zamierzonego efektu sypały żartami i konceptami, których zdrowy i ciężki komizm przypominał dowcip Moliera. Herkulesy, dumne z kolosalnych kończyn, bez czół i czaszek, jak orangutany, majestatycznie obnosiły wyprane w przeddzień na tę okazję trykoty. Tancerki, piękne jak wróżki albo królewny, skakały i wirowały w blasku latarń obsypujących iskrami ich spódniczki.


Wszystko było jedynie światłem, kurzem, krzykiem, radością, zamieszaniem; ci wydawali, tamci zarabiali, i ci, i tamci tak samo weseli. Dzieci wieszały się matczynych spódnic, żeby dostać laskę cukru, albo wchodziły na ojcowskie plecy, żeby lepiej widzieć olśniewającego jak bóstwo magika. A wszędzie rozpływała się, zabijając wszystkie inne zapachy, woń smażonych ryb, która była kadzidłem tego święta.


Na końcu, na samiutkim końcu alei bud ujrzałem biednego kuglarza; jakby uciekłszy w zawstydzeniu od wszystkich tych wspaniałości, zgarbiony, zgrzybiały, niedołężny, istna ruina człowieka, stał oparty o słup swojej szopy; szopy nędzniejszej niż chata najbardziej prymitywnego dzikusa, której ubóstwo oświetlały aż nazbyt dobrze dwa kapiące i kopcące ogarki.


Wszędzie radość, zarobek, rozpasanie; wszędzie pewność jutrzejszego chleba, wszędzie gwałtowne, szalejące życie. Tutaj absolutna nędza, na domiar ohydy, nędza wystrojona w błazeńskie łachmany, których kontrasty podyktowała nie sztuka, lecz potrzeba. On się nie śmiał, ten nędzarz! Nie płakał, nie tańczył, ni gestykulował, nie nawoływał; nie śpiewał żadnej piosenki, ani wesołej, ani żałosnej, o nic nie prosił. Stał niemy i nieruchomy. Już zrezygnował, już abdykował. Jego los się dopełnił.


Ale jakim głębokim, zapadającym w pamięć spojrzeniem obiegał tłum i światła, których ruchoma fala zatrzymywała się o kilka kroków od jego odpychającej nędzy! Poczułem, jak straszna dłoń histerii ściska mnie za gardło, i wydało mi się, że oporne łzy, te co nie chcą spływać, przesłoniły mój wzrok.


Co robić? Po co pytać tego nieszczęśnika, jakie dziwy, jakie cuda pokazuje w cuchnących ciemnościach za postrzępioną zasłoną? Mówiąc prawdę, nie miałem odwagi, i choćby przyczyna mojej nieśmiałości miała być dla was śmieszna, wyznam, że bałem się go upokorzyć. W końcu, kiedy już zdecydowałem się położyć mimochodem kilka monet na brzegu sceny, w nadziei, że odgadnie moje intencje, oddalił mnie od niego nagły odpływ tłumu wywołany jakimś zamieszaniem. Odchodząc, prześladowany wciąż tym widokiem, próbowałem zanalizować mój niespodziewany ból i pomyślałem: widziałem oto wyobrażenie starego pisarza, co przeżył pokolenie, które bawił i olśniewał; starego poety bez przyjaciół, bez rodziny, bez potomstwa, poniżonego przez swoją nędzę i ludzką niewdzięczność, do którego zapomnianej budy publiczność już nawet nie zagląda!



Przypisy:
[1]:

"Paryski spleen" pojawił się po raz pierwszy drukiem w czasopiśmie "La Presse" w 1862 roku, całość już po śmierci autora w 1869 roku.


"Paryski spleen - Małe Poematy Prozą? ("Petits Poems en Prose ou le Spleen de Paris", 1869). Wydany pośmiertnie cykl 50 poematów prozą, przygotowywany przez Baudelaire?a od 1857. Tytuł, choć sytuuje poematy na tle ówczesnego Paryża, trzeba traktować metaforycznie. Zgodnie z intencjami poety miała to być paralela do "Kwiatów Zła". Nie chodziło poecie o prozatorski "przekład" motywów podjętych w utworach pisanych wierszem, ale o odmienny rodzaj wypowiedzi utrzymanej w tym samym klimacie szczerości i bezpośredniości. Baudelaire "nie waha się przed użyciem środków gwałtownych, jak na przykład w 'Złym Szklarzu', gdzie namiętne dążenie do ideału i odrzucenie skażonej rzeczywistości są wyrażone przez metaforę okrutną i sadystyczną" (Marcel A. Ruff). Na zbiór składają się różnorodne utwory. Niektóre przypominają nowele, inne obrazki realistyczne z życia Paryża, jeszcze inne opowieści niesamowite w stylu Poego ("Każdy ma swoją Chimerę"), lub też konfesyjne liryki. Mottem tego zbioru mogłoby być zdanie z "Confiteor Artysty": "zgłębianie piękna to pojedynek, w którym artysta krzyczy w przerażeniu, zanim zostanie pokonany". Wiele poematów robi przejmujące wrażenie. Odsłaniają cierpienie bohatera, borykającego się ze swym losem, bezradnego wobec przeciwieństw i lęków codzienności, a także niepewnego swej przeszłości. Wstrząsający obraz kreśli poeta w poemacie "Stary Kuglarz", portretując odrzuconego przez widzów artystę, już nawet nie zabiegającego o ich przychylność. Postać kuglarza przywodzi poecie na myśl starego pisarza, "co przeżył pokolenie, które bawił i olśniewał", a teraz opuszczony, pozostał sam na sam ze swą klęską. Nowatorski charakter zbioru docenili potomni. Do jego rozwiązań artystycznych nawiązywał Rimbaud w swoich halucynacyjnych poematach prozą.

Tłumaczenia:

Helena Żuławska (1901)

Joanna Guze (1959)

Ryszard Engelking (1986) - najlepsze choć częściowe, 14 poematów, "Paryski Splin" w "Literaturze na Świecie" 11-12/86



zapisz jako pdf
zapisz jako doc (MS Word)
drukuj

KOMENTARZE

Listopad
Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
So
N
28
29
30
31
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
01