Mrużę oczy, chowam w słońcu stary tydzień,
na cmentarzu dzięcioł bębni nowej wiośnie,
tutaj nigdy prostych pieśni się nie wstydzę,
wiatr poplącze, nawet te najbardziej proste.
Ludzką miarą (łez prawdziwych) - spłacam trwanie,
tej jasności, w której pławią się poranki,
takie piękne, aż ze szczęścia popękane,
myśli miękkie, jakby w ciszę wpleść rumianki.
Domki z kart, przehulał wiatr z aniołem stróżem,
teraz zwiewa smutne skrawki, chociaż wcześnie,
zanim z rosy wyschną w pąkach ścięte róże,
zgaszą światło, bo ktoś musi nawet we śnie.
Jutro zwiążę, koniec z końcem na pętelkę,
srebrny guzik przepadł w oknie czarnej ramy -
wszystkie szczelne, tylko jedno niedomknięte,
to z widokiem, dawno przeterminowanym.
Blask diamentów - dziś za koncert jest zapłatą,
aż się dzięcioł zapamiętał w tym rozgwarze –
jakby wbijał epitafium w wieko świata -
" w kwiecie wieku - przyszła Wiosna na cmentarze".
/aranek/