LOGOWANIE

NEWSLETTER

WYSZUKIWARKA

POEZJA 31.03.2020 19:04
Iwona Siwek-Front: El amor en los tiempos del cólera
 


Tymczasem stolika Wróżbity przechodził ogromny kapelusz.

Sombrero sięgające kilku meksyków z doczepionym u dołu drobnym chłopiną, rzadkim jak złudzenie.

Srebrnosiwe wąsy zwisały do ziemi malując

dwa wyjątkowo mokre rowki w błocie.

Całość wyglądała jak owa nierozsądna kolej wąskotorowa,

która wyłania się niekiedy z jednego brokułu jesiennej mgły,

by natychmiast przepaść w bemolu drugiej:


*


moja żona lubiła amigo

rżnęła w karty i przegrywała

zrozpaczona piła borygo

ziała


*


- poniosło się asfaltem wieczornego nieba,

poniosło się ku znów tej samej pierwszej gwiazdce,

aby dokładnie pośrodku bezsensu minąć się z echem:


*


mój mężulek piku piku chorował

zaskórniaczka miał serce w skarpecie

choć do śmierci ani mru ani słowa

umarł przecie


*


Echo, chłopina, wąsy, oraz to wszystko co napisane powyżej

zniknęło równie szybko jak się pojawiło dając pole do popisu

rozbudzonej wyobraźni.


- Idiotyczne -

zagaił Wróżbita.

- Ale ustawia nas realnie w świecie -

zaoponował Geniulek.

- To dzięki takim chwilom, beznadziejnie głupim i absolutnie

nieoczywistym istniejemy bardziej, wydając się normalni. -

- A te piosenki?

- Są jak dno szklanki z herbatą, bez którego nie wiedzielibyśmy, ile łyżeczek cukru wsypać. Poza tym łyżeczka wpadałaby do szklanki raz na zawsze. Ów chłopina (ja wiem, wiem, że nierealny i głupi) potrzebny jest całemu światu, aby mógł istnieć w swoim wyobrażeniu oczywistości, a Ziemia kręciła się w jedyną słuszną stronę dookoła Księżyca, czy jak tam teraz mówią podług aktualnego stanu wiedzy.

- Zostawmy chłopinę w sombrero. Lepiej zobaczę, co

tymczasem urosło w Kartach -

żachnął się Wróżbita:


* * *


Nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...

- w pustym kościółku szepcze echo.

To licho w ciszy sieje zły mak

i piołun wlewa w gardła uśmiechów.


Nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...

- gwiazdy cekinów w welonie młodej

szponami szarpie cienisty ptak,

zgaszone rzuca na podłogę.


Gdzieś tam, nad ranem śnią wesele

i w tańcu suknię przytulił frak,

a echo lata po kościele:

nie tak, nie tak, nie nie, nie tak...


*


- Zupełnie bez sensu i nie na temat

zaoponował Geniulek

- Poza tym, to takie oczywiste morałki.


Wróżbita wyciągnął telefon komórkowy i spojrzał przeciągle

w pocerowaną snami nadciągającą noc.

- Telefon też jest oczywisty.

Nawet małpa w ZOO wiedząc, że to nie banan,

pieprznie nim o ziemię i poszuka czegoś

jadalnego dla siebie...


*


oczywiście zapalamy światło

wjeżdżamy samochodem do automatycznej myjni

wybierając stosowny jesienny program

w międzyczasie oglądamy zdjęcia z Marsa

oczywiście - oczy wiście

nic nie rozumiejąc


*


Tu Wróżbita roztrzaskał telefon o chodnik

i wyciągnął z torby banana


*


Wróżbita:


w pożal się boże małym miasteczku

w nudnej godzinie, gdzieś bez adresu

potrafi przecież wykluć się

coś zgoła nieoczekiwanie innego


banan:


a trawy wtenczas rosną, zielenią

całkiem zwyczajnie

starzeją się


Wróżbita:


więc zrozpaczona, bez szans na jutro

spotkała gościa i stało się

z brzuchem chodziła, tak stało się, że

pomyliła kalendarzyk z numerem

jego jedynego kołnierzyka


banan:


a drzewa wówczas po prostu szumiały

tak jakby szumiały

bez tego całego wszystkiego


Wróżbita:


ten gość to aparat był, bo

aż dotąd przez życie bez butów szedł

choć nie pił tęgo, nie klął jak szewc

jakby z galery złudzeń zbiegł


banan:


jesień akurat pryskała sady, i

deszcze jak dreszcze ciągnęły skądś

jesienne chmury kaszlały wciąż


Wróżbita:


ci pokochali się, psioczyły baby

nawet za mocno jej nie tłucze?

ten inny człowiek

ten dobry mąż


banan:


ziąb jak próchnica wykruszał liście

latarnie wcześniej kiwały się

(jeśli oczywiście posiadały aktualne żarówki)


Wróżbita

lecz wyobraźcie sobie: tamtych dwoje

raz tam nie dokręciło gazu

ona umarła od tego w łóżku

on trochę dalej

i nie od razu


banan:


czterdzieści dni listopad wył

w tym pożal się boże nudnym miasteczku

w pustym pokoju skrzypiały drzwi


- - -


Kiedy Wróżbita przełknął ostatni kęs banana, Geniulek zakrzyknął:

- A to mi się podoba!

Przygnębiające i nie ma sensu, więc ma sens,

zatem dobrze oddaje Istotę Miłości.

Można powiedzieć jest do dupy,

a ta jak wiadomo jest piętą achillesową każdej Miłości.

Wystarczy celnie kogoś dotknąć, aby zabić nawet te fizyczne:


- - -


jesteś północą a ja północą

srebrzystą konewką gaszę minionych facetów

przemijam jak przemijali

gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko, a co byś powiedziała

gdybym pozostał do rana?

od dębu wypłakał się raz do brzozy

zobaczyć, czemuż to jesteś północą

a ja muszę gasić srebrzystą konewką minionych facetów

przemijać jak przeminęli

gasząc srebrzystą konewką minionych facetów


cipuszko

cip uszko

cip cip uszko...


w twoich oko licach jest mnóstwo dymu

zwęglone ślady cygar minionych facetów

podejdź

szepnę ci

że i tak cię kocham

zanim przeminę

zgaszony srebrzystą konewką


* * *


Blaknąc powoli, słowa srebrzystej konewki odsłaniały kolejne

polany wilgotnej nocy, kosmiczne tratataj wozy wyjeżdżały na czarne plaże ciągnąc za sobą kłęby słonecznych spalin.

Na dole ludzie, jak zwykle mordowali ludzi, umierali ze starości albo po prostu ginęli wysadzani w locie przez terrorystów z porwanych samolotów.

Na szczęście dla degradacji środowiska naturalnego,

większość ludzi w tym samym czasie produkowała nowych ludzi z krótkotrwałą gwarancją przyszłości, a


* * *


Pewien poeta napisał wiersz.

Wiersz piękny, piękniejszy od niego.

Temu poecie, nie wiem czy wiesz,

skrzydła urosły z tego.


Potem, rzecz nie do wiary,

poeta wyleciał kominem!

Psuł na ratuszach zegary,

miał przy tym wesołą minę.


I całe szczęście, powiem szczerze,

że nie wydali mu tego wiersza.

Zaś ów poeta? W taniej operze

gra dziś zielonego świerszcza.


*


30 listopada 2019


zapisz jako pdf
zapisz jako doc (MS Word)
drukuj

KOMENTARZE

Listopad
Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
So
N
28
29
30
31
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
01