Gdybyż Jezus była kobietą...
na pewno by sobie tak z życiem nie poczynała!
W starożytnym świecie nawet ciężarne suki
objęte były ochroną, jak słyszałam.
Ideałem mężczyzny
nie byłby bezpłodny zdechlak
rozpięty po wsze czasy na marach.
Ideałem kobiety — bezpłciowa cierpiąca istota.
Symbolem byłoby nie skatowane chude martwe ciało,
a piękna i zmysłowa Wenus-Afrodyta
o twarzy i kształtach
wprost spod pędzla Sandra,
gdy malując z zachwytu oniemiał,
panna Scarlett Johansson, taka jak ona,
rozkoszna Muza Woody Allena,
tak mi się dziś maluje ideał-kobieta,
wesoła, żywa, roześmiana,
tańcząca na muszli po falach.
Jej towarzyszki,
wdzięczne Charyty, boskie Gracje:
Aglaja, Eufrozyna i Taleja,
Promienna, Rozumna i Kwitnąca,
zupełnie coś innego, niż „gratia" naszego Boga,
łaska poniżająca,
i ta jego zbolała fleja,
chorym cierpiętnikom droga,
miłość bez miłości znosząca.