LOGOWANIE

NEWSLETTER

WYSZUKIWARKA

POEZJA 16.05.2020 07:18
Sophia Loren w filmie 'Boy on a Dolphin' (1957)
 


Gdyby ktoś pomyślał, że przy dzisiejszych

Imieninach zapomniałem dodać do mojego

Imienniczka Zofii, to nie, jakżebym mógł.

A jeśli uda mu się doczytać do końca, 

zrozumie, że jest to Imię Ostateczne, 

imię w którym zawierają się 

wszystkie inne imiona:


* Poemat o Zofii *


Monika, Katarzyna, Anna, Ludmiła 

były dla mnie ujęciem tego samego pejzażu 

fragmentem południa, północy, wschodu lub zachodu.


Od dziecka podchodziłem do kobiet nadzwyczaj systematycznie,

toteż moją pierwszą miłością obdarowana została przedszkolanka

Al(f)a, w pierwszej klasie szkoły podstawowej gospodarz klasy

ruda Be(a)ta, a w drugiej, kiedy zaczynała narastać we mnie

muzyka, Gam(m)a z oczami w zielonkawym c-dur, zaś w trzeciej dELtA, 

bo wszystkie moje ówczesne myśli i marzenia kończyły się na niej.


Mógłbym pisać o swoich miłościach bez końca, może właśnie

dlatego, że trwały tak krótko? O chwilach, jak interwały

wieczności, kiedy z Lamb(a)dą tańczyliśmy o świcie na plaży

wtuleni w siebie, niczym białe chmury nad nami w

błękitniejące przestrzenie. Nasz dom - stary, wiklinowy kosz - 

dawno spłonął w słońcu, a przecież ciągle znajduję w nim schronienie 

i teraz, gdy nie można iść już dalej przed siebie, 

ani tym bardziej zawrócić.


Kiedy nastała Pi - egowata, ruda dziewczyna, natychmiast obdarła

ze mnie wstyd jak skórkę kubańskiej, łykowatej pomarańczy 

z której przez wiele wiosennych nocy wysypywaliśmy razem pestki.

Wspominam Pi, gdy wschodzą na nocnym niebie i krążą innym

te planety naszych minionych, słodkich uniesień.


Ale kochając się w po-literowanych przez czas kobietkach

a potem kobietach, przygotowywałem się tylko. 

Ćwiczyłem zmysły na poznanie tej ostatecznej, 

czekałem na swoją Omegę, przy której

zapomina się wszystkie miłości przed nią 

i patrząc w rozgwieżdżoną noc, widzi się po prostu noc, 

podsuwając do ucha muszlę, słyszy się szum, 

a nie dalekie wołanie rozpalonego w zachodzącym słońcu

wiklinowego kosza.


Toteż, kiedy poznałem Zofię, pomyślałem w pierwszej chwili, 

że jest to ostania kobieta w moim alfabecie miłości - Omega

wszelkich namiętności, kres uczuć i odchodzenia od zmysłów.

Tymczasem z biegiem lat Zofia zaczęła oddalać się, bywały

wieczory podczas których nieobecniała nagle między słowami i coraz

bardziej niedorzeczniała we mnie, a ja nie robiłem nic, żeby zawrócić

ją ku sobie. Niekiedy chwytałem w takich chwilach za pióro 

i broniąc się przed porażką ostatniej miłości oddawałem

resztki mojej już nie mojej Zofii kartkom, 

aż wreszcie pogrążyła się w myślach nie o mnie zupełnie i znikła, 

jak znika w ustach słodka mandarynka pozostawiając po sobie 

jeszcze przez chwilę intensywny zapach w powietrzu. 

Jakby mały owoc stworzony został właśnie po to, by wyrazić wonią

kiedy już go nie ma, istnienie całej ziemskiej atmosfery.


Oddycham Zofią czekając na swoją prawdziwą Omegę 

i coraz niecierpliwiej, z niepokojem spoglądam na zegarek.

Niekiedy, tak jak dzisiaj, w przeczuciu straszliwej omyłki

otwieram terminarz i kartka po kartce sprawdzam, czy

jednak na którejś jej - czasem - nie przegapiłem:


.


Zofia chmurzy się

milczy


nosi na sobie

coraz wyraźniejsze ślady

włamania


.


.be&fbclid=IwAR1HQ_uMDPcE47y8rWciMKNE8k1VmAi6w6nFQe1i8ve6yIB_mVvlpu11sXQ





Przypisy:
[1]: Ilustracja muzyczna wybór Autora

zapisz jako pdf
zapisz jako doc (MS Word)
drukuj

KOMENTARZE

Grudzień
Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
So
N
25
26
27
28
29
30
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
01
02
03
04
05