Myśmy tu w niebie podglądały kopuły kopulujących zauropodów,
ich zwody sięgające jonosfery. Widziałyśmy ślepe zaułki ewolucji:
skrzydlate jądra nurkujące w płonnych włosach dżungli paproci
z polanami pierwszych, maleńkich jak westchnienia dębów.
Myśmy obserwowały gry wstępne stonóg i dopingowały leniwce,
podpatrywałyśmy mniejsze od mikrona wirusy muszące
trafić w dziurkę niewidoczną gołym okiem.
Na długo przed stworzeniem kobiety byłyśmy już tak skurwione,
aż nas skłębiało i pędziło przed siebie.
A przed siebie to samo: nosorożce włażące na nosorożce, słonice
z oczami wytrzeszczonymi niczym koła zapasowe tirów w deszczu,
wieloryby z ich wielkością propozycji nie do odrzucenia.
Szczebioty i gwizdy ptaków rozmizdrzonych, w dole mszyc
zapładnianie in vitro przez mrówki.
Myśmy widziały, studziły mędrców rozpalanych genialnymi pomysłami,
pocieszałyśmy poetów gwałconych przez Muzy, do dziś nieodżałowały
starego geologa na pustyni Gobi pochwyconego w uda asystentki
i zjedzonego wargami sromowymi.
Nie raz i nie dwa próbowałyśmy grzmieć. Wszystko na nic:
kolejne gatunki sądzą, że są odkrywcze, zdejmując szatki,
odsłaniając piórka, rozszczelniając futerka.
A my to olewamy. Zwłaszcza teraz:
Wkrótce w całym kraju intensywne opady deszczu
z niewielkimi przejaśnieniami, wiatr silny, porywisty,
miejscami przekraczający Rubikon.
*
2002