...a teraz kilka technicznych szczegółów. przede wszystkim dotyczących
łączności. bo wszystko tu jest poza światem. telefon wprawdzie jest. jeden.
dla całej wsi. ale od miesiąca nie działa. nikt nie wie dlaczego. nikogo też
wydaje się to nie obchodzić. to całkiem jak z kurami. chociaż...? one jednak
działają. właściwie. ale nie do końca. ponieważ nie składają jajek. może
robią to zresztą gdzieś w buszu. ale tam nie można ich znaleźć. tych
cholernych jajek. to też zresztą nikogo nie interesuje. z wyjątkiem
nauczyciela angielskiego. Amerykanina. niespełna 25-letni, dał się tu zesłać
na jakieś dwa lata. i lubi jajecznicę na śniadanie. dostał do dyspozycji
dom. z ogrodem! teraz należy tylko przekonać kury, żeby zechciały znosić
jajka w ogrodzie. niestety, w tej chwili wieś ma większe problemy. ponieważ
nie dalej jak wczoraj spodziewano się frachtowca. z Tongatapu. ale dopłynął
tylko do Nomuki. to jakieś 10 mili morskich na południe. tam osiadł na
rafach. planowo. ponieważ kapitan jest odpowiedzialnym człowiekiem a statek
zaczynał przeciekać. przez jakąś dziurę. więc kapitan wpłynął na rafy, żeby
statek nie zatonął. teraz chodzi tylko o to, jak tych 150 pasażerów i cały
towar przetransportować pirogami na ląd. i tak nie jest tak źle, bo świeci
słońce a morze jest spokojne. choć znacznie lepiej było trzy lata temu.
wtedy frachtowiec zatonął. z kretesem. ale tak blisko brzegu, że pasażerowie
po prostu przypłynęli na wyspę wpław. tu może warto zaznaczyć, że kilku
turystów z Europy miało tym statkiem, który właśnie tkwi na rafach,
odpłynąć, żeby złapać połączenie lotnicze za ocean. na pewno się ucieszyli,
że będą mogli zabawić w raju jeszcze dobrych kilka tygodni. wszystko to jest
dla mnie bez znaczenia, ponieważ u mnie działa telefon satelitarny. jest
wprawdzie nieziemsko drogi. i dlatego sprawdzam maile co drugi dzień. za to
radość z poczty tym większa. tylko nie próbujcie przysyłać mi zdjęć. 2400bps
doprowadziłoby mnie do ruiny. bo poza tym zapraszam. wprawdzie rozkład lotów
też jest płynny, ale jak tylko dolecicie... !
27 października 1628 roku statek handlowy ?Batavia? wypłynął z portu na wyspie Texel w Holandii w kierunku Batavii (obecna Dżakarta). Ładownie były wypełnione setkami ton ładunków, na pokładzie znajdowało się około 350 osób. ?Batavię? konwojowało siedem statków.
Problemy pojawiły się, gdy François Pelsaert stojący na czele wyprawy zaczął podejrzewać skippera Adriaena Jacobsza o przygotowanie buntu, którego celem było przejęcie statku razem z ładunkiem. Na rozkaz Pelsaerta żołnierze strzegli ładunków i pełnili nocne dyżury, by nie pozwolić Jacobszowi na uprowadzenie statku. Jednak po przepłynięciu przylądku Dobrej Nadziei Pelsaert zachorował na gorączkę. Skipper skorzystał z okazji, zboczył z kursu i zniknął z pola widzenia eskortujących statków.
W nocy z 3 na 4 czerwca 1629 roku statek wpłynął na rafę 60 km od zachodniego wybrzeża Australii. Część załogi i pasażerów zginęła, statek zatonął. Jacobszowi i Pelsaertowi udało się uratować, z niewielką załogą popłynęli na poszukiwania fortu Batavii. Po jakimś czasie wziął ich na pokład jeden ze statków towarzyszących ?Batavii?. Około 260 ocalałych zostało na wyspie, by czekać na pomoc. Odpowiedzialnym mianowano kupca Jeronimusa Cornelisza, jednego z członków wyprawy. Miał jednak inne plany. Cornelisz chciał przejąć dowolny uratowany statek i z jego pomocą znaleźć lepszy azyl.
Planował nawet założenie nowego królestwa, wykorzystując złoto i srebro z zatopionej ?Batavii?. Najpierw jednak musiał usunąć prawdopodobnych przeciwników.
reszta opowieści na stronie wolnemedia.net