oczywiście wyznawanie zasady living apart together w poranek gdy balkonowe
kwiaty od sąsiadki przez noc pokryła cienka warstwa śniegu kot się gdzieś
zapodział a woda w czajniku jakoś nie może się zagrzać jest bez sensu.
jedyny plus że nikt mnie nie widzi jak tulę się do szlafroka. nawet kot.
łajdaczy się gdzieś. choć wszystko rejestrują lustra. nie mówię zimne. dość
mam chłodu. parzę usta kawą. dla równowagi odwracam wzrok od łóżka. gorąca
kąpiel zastępuje szlafrok zastępuje łóżko zastępuje hm popadam w
rozmarzenie. czesanie włosów przez głowę zapewnia puszystość. zapewne.
grzecznie czeszę. włosy mają być puszyste. zasada numer jeden od zarania
dziejów. puszyste włosy. zdrowe zęby. cienka talia. tubki flaszeczki
pędzelki rozpoczynają swoją zwykłą skomplikowaną choreografią francuskich
nazw i zapachów codzienny balet w rytm wiadomości rmf fm w których
zbombardowano kolejne miasto w Afganistanie o tysiącijednonocnej nazwie
Dżabal-us-Seradż. lustra z oka na oko pięknieją. zwielokrotniają pochlebnie
niezliczone błyski kolczyków. myślę o nieskończoności zatrzaskując haftki
stanika ze szmaragdowej koronki richelieu. cena do przebaczenia. otwieram
szafę i jednym westchnieniem wybaczam sobie całą jej zawartość dobierając
odpowiednie na dziś i tylko dziś części wizerunku kobiety współcześnie
kobiecej zasada numer dwa dyskretnie unikającej słowa feminizm. wyjmuję ze
swojego męskiego portfela kartę kredytową. głęboko w torebce mam dla niej
miejsce. dziś nie będzie mi potrzebna. biorę z feministycznego hi hi
przyzwyczajenia. dziś daję pierwszeństwo. to trzecia zasada. portfel zostaje
w domu. w torebce zostaje jedwabna chusteczka rękawiczki i kosmetyczka ze
szminką firmy niedowybaczenia. na środek dolnej wargi nakładam karminowy
błyszczek. delikatnie rozprowadzam palcem. będę pamiętać żeby nie zjeść.
wychodząc każde lustro po kolei żegnam miłosnym uśmiechem. do zobaczenia nad
ranem. w drzwiach mijam się z kotem. rozpustnik. coraz poźniej wraca.
*
Kraków, 24 listopada 2001