BRAMY DAMASZKU
(tł. Anna Bańkowska)
Cztery potężne bramy ma miasto Damaszek,
Czterech na mieczach wspartych strażników ich strzeże;
We dnie tkwią tam jak wielkie kamienne posągi,
A kiedy wzejdzie księżyc, idą spać na wieże.
Oto jest pieśń strażnika wielkiej Bramy Wschodu,
Gdy po służbie ćmi fajkę w zaciszu ogrodu.
Jam Furta Losu i Pustyni Wrota, Czeluść Zagłady i Przyczółek Trwóg,
Jam jest Brama Bagdadzka, Diarbekiru Próg.
Świt z Persji, wciąż nienasycony, zalewa różem gór korony,
Ale filarów mych kamiennych nie nęci jego blask płomienny.
O nie idź tędy, nie idź, karawano, lub przejdź bez śpiewów! Wiesz o ciszy,
Takiej, że choć zamarły ptaki, coś ptasim głosem nagle kwili?
Nie idź tam! Ponoć na pustyni widziano róże wśród kamieni,
Lecz kwiat ich nie rozsiewa woni i płatkom brak czerwieni.
Czy się szkarłatem rozpłomienisz przy swej bledziutkiej siostrze, różo? Czy się spalisz,
Gdy żar południa cię osmali? Ach, leć słowiku, byle dalej - rzuć karawanę!
A więc - na Bagdad! Niech was gna w kłęby błękitu droga zła,
Uderzcie w dzwon, co piekłu gra! Kto was zawróci? Bo nie ja!
Słońce wam wnet przepali ciemię, zabarwi krwią, zielenią cienie,
Aż wreszcie wyżre ciało z trupów, o karawano, karawano!
Podróżny z wychniętymi usty, jadąc w gorączce przez kraj pusty,
Zobaczy nagle z przerażeniem palm pióropusze nad strumieniem, ostatni miraż!
Śpiewak, co trele wznosił rano, zostanie w tyle, karawano!
W nocy przed Bogiem on uklęknie i będzie śpiewał jeszcze piękniej.
Ten z Beduina ręki padnie, tamtego w drodze piach ogarnie,
Aż oślepiony sczeźnie marnie i ktoś szepnie: "Jakżeś samotna, karawano!".
Idź karawano, śmierci pochodzie, na zatracenie, na zły los!
Głupcy! Nie prawiłbym wam tyle, alem Śpiewaka słyszał głos.
Strażnik Bramy Zachodu po pieśń swoją sięga,
Gdy się otchłań kopuły niebieskiej pogłębia.
Wrotami jestem do morza: Ku mnie, o żeglarze!
Słyszę wasz śpiew z Libanu, sławiący cuda morza.
Smoczozielone, połyskliwe, mroczne siedlisko wężów - morze!
Spryskane śniegiem wino ziemi, w białobłękitnej pianie - morze!
Za morzem miasta są z wieżami, gdzie lwy i lilie wyrzeźbiono,
Lecz żywej duszy tam nie ujrzysz, a ich ulice w ciszy toną.
Hen, za miastami leży wyspa, gdzie skuty gigant gryzie ziemię,
Majaczy cień wielkiego skrzydła na nagich plecach; trwa milczenie.
Za wyspą skała, która krzyczy jak w strasznych snach ludzie szaleni,
A z jej czeluści dniem i nocą wytryska krew setką strumieni.
Dalej Zatoka Ukojenia; wiatr wód jej marszczyć się nie waży.
Mówią, że rzymskich tam okrętów strzegą blaszani marynarze.
Gdzieś, na zachodnim krańcu ziemi siedzi żydowski król Salomon,
Z brodą do pasa, swój magiczny pierścień zaciska starczą dłonią.
A kiedy pierścień mu ukradną, wstanie, urażon na honorze,
Na grzbiet zarzuci kulę ziemską i ciśnie ją aż poza morze.
Teraz pieść uslyszymy Wrót Północy pana;
Skory on jest do śpiewu, lecz bardziej do dzbana.
Jam brama uciech, do Aleppo wiodę; nim dwa dni miną, zakończysz drogę.
Zrzuć z serca strach i naprzód zmierzaj, bracie nam niemiłego zwierza.
Nie musisz wiele się nachodzić, nic oprócz pcheł ci tam nie grozi;
W Homsie podadzą ci śniadanie, a noc bezpiecznie prześpisz w Hamie.
Wieź do Aleppo filigrany, zmiękłe morele i stoliczki
Masą perłową nabijane, naczynia z brązu i doniczki.
Sprzedasz swój towar trzykroć drożej niźli w Damaszku, na gorąco,
Kupisz ormiańską niewolnicę, przyjemnie pulchną i pachnącą.
Jedni są z szlachetnego pnia, w drugich mordercza żyłka gra,
Inni zgłębiają sztuk meandry, ja tam czcigodny wolę handel.
Sprzedawaj zgniłki, sam kupuj dorodne; mają słabe głowy, a kiesy zasobne;
Kupcy z Aleppo bowiem słyną z swej głupoty! Salem Alejkum, bracie, rychłego powrotu!
Oto jest pieśń strażnika Bramy Południowej,
Starsza nawet od niego, choć ma siwą głowę.
Jam mihrab murów Damaszku i grzech się mnie nie ima;
Łukiem Allacha jestem, mostem na wielki Synaj.
Powstań pielgrzymie ducha; róg nocy wschodzi na niebie,
Głos dusz nienarodzonych to przedsmak raju dla ciebie.
Ku Mekce spoglądałeś w modłach z tęsknotą w sercu, z ogniem w oku;
Ach, hadżi, czyżbyś miał zawrócić, gdy już tu jesteś, na mym progu?
Bóg drogę wskaże ci do studni i swoim cieniem cię obejmie,
Sprawi, że ci nad uchem nocą wielbłąd Proroka dzwonkiem brzęknie!
Bóg też oczyści twoje ciało, siłę ci da, by przetrzymało
Straszliwy, choć pozorny ból, i wróci cię do Życia znów.
Bóg duszę twą uczyni Szkłem, gdzie sto tysięcy przetrwa er,
I ujrzysz światy tam błyszczące jak rosę, która lśni na łące.
O synu islamu, być może zrozumiesz, gdy staniesz przed drogi swej celem,
Kto po ogrodzie twym chadza nocami i skłania głowę, zwąc cię Przyjacielem.
*
THE GATES OF DAMASCUS
Four great gates has the city of Damascus
And four Great Wardens, on their spears reclining,
All day long stand like tall stone men
And sleep on the towers when the moon is shining.
This is the song of the East Gate Warden
When he locks the great gate and smokes in his garden.
Postern of Fate, the Desert Gate, Disaster's Cavern, Fort of Fear,
The Portal of Baghdad am I, and Doorway of Diarbekir.
The Persian Dawn with new desires may net the flushing mountain spires:
But my gaunt buttress still rejects the suppliance of those mellow fires.
Pass not beneath, O Caravan, or pass not singing. Have you heard
That silence where the birds are dead yet something pipeth like a bird?
Pass not beneath! Men say there blows in stony deserts still a rose
But with no scarlet to her leaf-and from whose heart no perfume flows.
Wilt thou bloom red where she buds pale, thy sister rose? Wilt thou not fail
When noonday flashes like a flail? Leave nightingale the caravan!
Pass then, pass all! 'Baghdad!' ye cry, and down the billows of blue sky
Ye beat the bell that beats to hell, and who shall thrust you back? Not I.
The Sun who flashes through the head and paints the shadows green and red,
The Sun shall eat thy fleshless dead, O Caravan, O Caravan!
And one who licks his lips for thirst with fevered eyes shall face in fear
The palms that wave, the streams that burst, his last mirage, O Caravan!
And one-the bird-voiced Singing-man-shall fall behind thee, Caravan!
And God shall meet him in the night, and he shall sing as best he can.
And one the Bedouin shall slay, and one, sand-stricken on the way
Go dark and blind; and one shall say-'How lonely is the Caravan!'
Pass out beneath, O Caravan, Doom's Caravan, Death's Caravan!
I had not told ye, fools, so much, save that I heard your Singing-man.
This was sung by the West Gate's keeper
When heaven's hollow dome grew deeper.
I am the gate toward the sea: O sailor men, pass out from me!
I hear you high in Lebanon, singing the marvels of the sea.
The dragon-green, the luminous, the dark, the serpent-haunted sea,
The snow-besprinkled wine of earth, the white-and-blue-flower foaming sea.
Beyond the sea are towns with towers, carved with lions and lily flowers,
And not a soul in all those lonely streets to while away the hours.
Beyond the towns, an isle where, bound, a naked giant bites the ground:
The shadow of a monstrous wing looms on his back: and still no sound.
Beyond the isle a rock that screams like madmen shouting in their dreams,
From whose dark issues night and day blood crashes in a thousand streams.
Beyond the rock is Restful Bay, where no wind breathes or ripple stirs,
And there on Roman ships, they say, stand rows of metal mariners.
Beyond the bay in utmost West old Solomon the Jewish King
Sits with his beard upon his breast, and grips and guards his magic ring:
And when that ring is stolen, he will rise in outraged majesty,
And take the World upon his back, and fling the World beyond the sea.
This is the song of the North Gate's master,
Who singeth fast, but drinketh faster.
I am the gay Aleppo Gate: a dawn, a dawn and thou art there:
Eat not thy heart with fear and care, O brother of the beast we hate!
Thou hast not many miles to tread, nor other foes than fleas to dread;
Home shall behold thy morning meal and Hama see thee safe in bed.
Take to Aleppo filigrane, and take them paste of apricots,
And coffee tables botched with pearl, and little beaten brassware pots:
And thou shalt sell thy wares for thrice the Damascene retailers' price,
And buy a fat Armenian slave who smelleth odorous and nice.
Some men of noble stock were made: some glory in the murder-blade;
Some praise a Science or an Art, but I like honorable Trade!
Sell them the rotten, buy the ripe! Their heads are weak; their pockets burn.
Aleppo men are mighty fools. Salaam Aleikum! Safe return!
This is the song of the South Gate Holder,
A silver man, but his song is older.
I am the Gate that fears no fall: the Mihrab of Damascus wall,
The bridge of booming Sinai: the Arch of Allah all in all.
O spiritual pilgrim rise: the night has grown her single horn:
The voices of the souls unborn are half adream with Paradise.
To Mecca thou hast turned in prayer with aching heart and eyes that burn:
Ah Hajji, wither wilt thou turn when thou art there, when thou art there?
God be thy guide from camp to camp: God be thy shade from well to well;
God grant beneath the desert stars thou hear the Prophet's camel bell.
And God shall make thy body pure, and give thee knowlede to endure
This ghost-life's piercing phantom-pain, and bring thee out to Life again.
And God shall make thy soul a Glass where eighteen thousand aeons pass.
And thou shalt see the gleaming Worlds as men see dew upon the grass.
And sons of Islam, it may be that thou shalt learn at journey's end
Who walks thy garden eve on eve, and bows his head, and calls thee Friend.
*
Więcej informacji o poecie w mojej recenzji antologii tłumaczeń "Wiersze cytowane" Anny Bańkowskiej. Bardzo dziękuję Pani Bańkowskiej za zgodę na opublikowanie na Sofijonie całego wiersza.
wiersz do przeczytania i odsłuchania w oryginale oraz wiele innych wierszy Fleckera
James Elroy Flecker zmarł 13 stycznia 1915 roku w wieku 30 lat w sanatorium w Davos, gdzie spędził ostatnie 18 miesięcy życia. Gruźlicę zdiagnozowano u niego 5 lat wcześniej. Anglia opłakiwała go, jako największą taką stratę dla literatury od przedwczesnej śmierci zmarłego także na gruźlicę wielkiego romantycznego poety Johna Keatsa w 1821 roku w wieku 25 lat.
Flecker urodził się 5 listopada 1884 roku w Londynie w żydowskiej rodzinie wywodzącej się ze wschodniej Galicji. Wiele lat spędził na Bliskim Wschodzie pracując jako dyplomata w Konstantynopolu (dziś to, jak wiadomo, Stambuł), Smyrnie, Damaszku, Bejrucie.
W roku 1911 ożenił się - ku utrapieniu swoich żydowskich rodziców - z córką znanego lekarza greckiego z Aten wyznania grekokatolickiego (na dobitek starszą o kilka lat). Chyba sobie z tego niewiele robił, bo już jako student znany był z satyrycznych antyreligijnych wierszyków i skeczy i odpowiednio gorących debat w studenkich klubach.
Lubił zabawiać się z kolegami w przerzucanie się absurdalnymi czterowersowymi niby biograficznymi poemacikami zwanymi clerihew, bo wymyślonymi przez pisarza Edmunda Clerihew Bentleya (1875-1956) (a przez Stanisława Barańczaka nazwanymi biografiołami). Studiował języki orientalne, arabski, perski i turecki. Znał też język rosyjski.
Mimo krótkiego życia i obowiązków zawodowych jego dorobek jest znaczący, pisał wiersze, opowiadania, dramaty ("Hassan" i "Don Juan", wystawione dopiero kilka lat po I wojnie światowej).
Pisarze lubili sięgać do jego utworów, Neil Gaiman, Jorge Luis Borges, Walt Whitman... Martin Booth w fikcji biograficznej "Dreaming of Samarkand" stworzył trójkąt miłosny Fleckera i jego żony Hellé Skiadaressi z T. E. Lawrencem. Lawrence nazwał go "the sweetest singer of the war generation" i sportretował go w obszernym tekście w 1925 roku podsumowując osobowość poety jako "always embroidering, curling, powdering, painting, his love and ideals, demonstrative, showy, self advertising, happy".
Flecker był także tłumaczem, jego tłumaczenia poezji perskiej, wśród nich Rumiego, najwybitniejszego poety sufickiego, poezji arabskiej czy tureckiej, miały nie tylko wpływ na poezję i literaturę angielską początku XX wieku, ale na przybliżenie Europie egzotycznych kultur Orientu. Wiek później szukanie dróg wzajemnego zrozumienia stało się, jak wiemy z historii, która dzieje się na naszych oczach, jeszcze bardziej pilne. Nawet jeśli sam Flecker był bardzo sceptyczny, a wręcz właśnie dlatego, co wyraził w wierszu "Bramy Damaszku", swoim, jak uważał, najważniejszym utworze: "I consider this ("The Gates of Damascus") to be my greatest poem - and I am glad you seem to agree. It was ispired by Damascus itself by the way. I loathe the East and the Eastern and spent all my time there dreaming of Oxford. Yet it seems - even to hardened Orientalists that I understand".
The Gates of Damascus w oryginale
Inny wiersz Fleckera przetłumaczony przez kogoś innego:
Myśmy Pielgrzymi, panie; sięgniemy
Zawsze dalej: bywa że
Poza górę ostatnią z błękitnych, ogrodzonych śniegiem,
Poprzez to gniewne lub inne, połyskliwe morze,
Na tronie w bieli bądź w ciemnej jaskini
Tam proroka znajdziesz od głoszenia prawdy
Po co ludzie się rodzą: myśmy wszak odważni,
Ci, na szlaku złotym aż do Samarkandy.
Jak słodko jest o zmierzchu studnie zostawić
Gdy olbrzymów cienie przeskakują fałdy,
I poprzez ciszę gładko uderzają w dzwonki
Wzdłuż szlaku złotego aż do Samarkandy.
Nie tylko dla zysku w podróży jesteśmy;
Gorętszy znacznie wiatr czyni ducha hardym:
Dla żądzy wiedzy o czym się wiedzieć nie powinno
Na szlak złoty weszliśmy aż do Samarkandy.
przełożył: Jan Daruk (jan.daruk@gmail.com)
hasło o poecie na niemieckiej Wikipedii
ilustracje do wydanego wiele lat po śmierci dramatu 'Hassan'
"Po katastrofie. Antologia opowiedań postapokaliptycznych", wyd. SOLARIS, 2017
Antologia tekstów pokazujących ludzkość po katastrofach, które zmiatają znaną nam cywilizację z powierzchni ziemi, a na jej miejsce powstają nowe twory cywilizacyjne, społeczne, kulturowe. Kilka wersji końców świata - choć żadna z nich nie oznacza faktycznego końca ludzi.
Epidemie biologiczne, wojny, katastrofy głodu, przeludnienie.
Wśród opowiadań klasyczna nowela Jacka Londona i Jamesa Elroya Fleckera, kwaśno humorystyczny tekst Sheckleya, militarny Davida Massona. Klasyczne opowiadanie Fritza Leibera czy dwa świetne teksty polskiego reprezentanta w tej antologii - Piotra Górskiego.
Do tego krótka nowelka Mike'a Gelprina, rosyjskiego autora mieszkającego w USA i ostrzegawczy krzyk przed energią jądrową klasyka, H. Beam Pipera. I wisienka na torcie - długa nowela Roberta Blocha. (opis wydawcy)
Wiersze Fleckera recytowane przez różnych aktorów:
The Golden Journey To Samarkand read by Tom O'Bedlam
The Dying Patriot read by Tom O'Bedlam
The Old Ships read by Tom O'Bedlam
Yasmin (A Ghazal - gazela) read by Richard Burton
'1915' a rhapsodic tribute to James Elroy Flecker, part 1
Martin Pearson - The Golden Journey to Samarkand: Prologue / song 'Lancelot & Guinevere' by Eric Bogle, recorded Live at Kangaroo Hotel,
Maldon Folk Festival, 2nd of November 2014
To a Poet a Thousand Years Hence - read by James Elroy Flecker, poem animation