LOGOWANIE

NEWSLETTER

WYSZUKIWARKA

KULTURA 24.09.2021 09:33
 

Różnorodność, kolorowość, tęczowość właśnie na tym polega, że nakładają się na siebie ludzie o różnych historiach i poglądach, tworząc jeden barwny gobelin, czasami do siebie kolorami przystając, a czasami wręcz przeciwnie, odstając, najczęściej zaś po trosze mieszając się zgodnościami i niezgodnościami, co tworzy fantasyczny obraz całości zarazem pełen harmonii jak i napięć, kompatybilności i kontrastów. 


Taka jest dynamika demokracji. Składają się na nią wszyscy obywatele danego kraju, i ci bardziej z prawa, i ci z tzw. środka, i ci z lewa, i konserwatyści i progresywiści. I jedyne, co do tego obrazu nie pasuje, to kolor brunatny, który, jak wiadomo, jest zhomogenizowaną mieszanką wszystkich kolorów, w gruncie rzeczy kolorem gównianym i dosłownie, i jako metafora (faszyzmu). To już lepszy jest kolor czerwony (komunizmu), niż brunatny, ale niewiele, bo żaden jednolity kolor nie może oddać prawdy o całym społeczeństwie z jego całą paletą barw i odcieni. 


Statystycznie w każdym społeczeństwie kryje się pod tymi wszystkimi kolorami obrazu ok. 1/3 potencjalnych faszystów, ludzi o skłonnościach do fundamentalnego podporządkowania się jednej idei i eliminowania wszelkiej inności. Rzecz w tym, żeby im się to nie udało. Słynną książkę Philipa Zimbardo "Efekt Lucyfera" o tym, skąd w ludziach bierze się Zło, można bowiem podsumować w trzech słowach: SYSTEM - PREDYSPOZYCJA - SYTUACJA. Jeśli nie stworzy się systemu umożliwiającego wybicie szamba, to kolor brunatny nie wylewa się i nie zalewa wszystkich innych kolorów.


Gdybym to ja zrecenzowała książkę Marcina Matczaka (co niewykluczone, że zrobię), też zaczęłabym od tego, że czyta się czasami łatwiej, czasami oporniej i że czasami mi jest bliższa, a czasami dalsza. Ale im dalsza, tym bardziej mnie intryguje, bo swoje myśli i poglądy w końcu znam i nie po to wczytuję się w czyjeś, żeby się dowiedzieć czegoś, co już wiem, ale po to, żeby wejść w inny, nowy dla mnie świat, i poznawać, doznawać, uznawać sprawy z innej perspektywy. To wielka i inspirująca przygoda przemierzać świat ojca i syna, prawnika i twórcy rapu, dla mnie, która mogłabym być matką ojca, a zatem babką syna.


Ale nie jestem, bo już u progu młodości świadomie postanowiłam nie mieć dzieci. Więc jeśli coś mi się przykłada, to bycie córką swoich rodziców i perspektywa au rebours. Na szczęście też rodziców rozumnych i rozumiejących. Więc można by pomyśleć, że jakoś podobnych. I faktycznie jakoś podobnych, choć przecież innych, ważne, że też nie tłumili mnie, nie przycinali mi skrzydeł, nauczyli mnie latać, a jak już w miarę umiałam, pozwolili mi latać tak wysoko i tak daleko, jak mi się podobało. 


I teraz uwaga: pół roku 1991 spędziłam na przemierzaniu Francji na łodzi (z moim mężem, żeglarzem, na jachcie ze złożonym masztem) z Morza Północnego do Śródziemnego wodnym szlakiem. Głośne (w mediach, w prasie...) były wtedy rozruchy w dzielnicach podmiejskich Paryża, Lyonu i innych wielkich miast Francji. Prywatnie i jako publicystka śledziłam je. Młodzi przybysze z byłych francuskich kolonii buntowali się przeciw spychaniu ich do roli obywateli drugiej kategorii. Wyrażali to też w sztuce rapu. To wtedy zainteresowałam się historią rapu. 


Po powrocie do domu napisałam cały artykuł o tym do Przekroju (w którym już miałam swoje publikacje), ale okazało się, że w Polsce nie jest to interesujący temat. Niemniej mnie zainteresował i odtąd pozostał w orbicie moich zainteresowań, podobnie jak - już 15 lat wcześniej - los imigrantów, odkąd sama wyjechałam na Zachód. Więc kiedy w roku 2019 Mata wyskoczył ze swoją "Patointeligencją", z marszu zaskoczyłam: A to dopiero! Co za genialny tekst, co za świetny chłopak!


Od razu wrzuciłam go u siebie, na fejsie, a także - w tym kontekście - wiersz Philipa Larkina  "This Is The Verse", czym wywołałam interesującą dyskusję. Także o tym, czy ktoś z uprzywilejowanej warstwy społecznej może się podpiąć pod twórczość z biednych blokowisk. Otóż rap, podobnie jak jazz, gdzieś się wylągł, ruszył w świat i zrobił oszałamiającą karierę, przechodząc swoją, niezwykle interesującą, ewolucję. Oglądając Fryderyki 2021 z satysfakcją sekundowałam Macie odbieraniu przez niego aż dwóch Fryderyków, za całokształt i debiut.


Kiedy więc zapowiadano ukazanie się książki Matczaka seniora "Jak wychować rapera. Bezradnik", już wiedziałam, że może mnie zainteresować, a kiedy wysłuchałam 1 września pierwszego promującego książkę wywiadu z Marcinem Matczakiem na żywo z EMPiKu, natychmiast ją zamówiłam i 7 września już ją miałam, tydzień później zaczęłam czytać, kilka dni potem skończyłam, a tymczasem wpadłam na fb na felieton Jacka Podsiadły. Zaraz potem na komentarz Szczepana Twardocha i dyskusje o tym i o tym.


Mimo że sama nie mam dzieci, wychowywanie małych ludzi na dużych ludzi interesuje mnie jako żywo, w końcu żyję wśród ludzi. Wśród moich lektur niejedna jest o tym, jak to się dzieje, że z ludzkich dzieci wyrastają ludzcy i nieludzcy ludzie - od Janusza Korczaka po Richarda Davida Prechta (niemieckiego filozofa) z jednej strony, od Hannah Arendt po Daniela Goldhagena (autora głośnej książki "Gorliwi kaci Hitlera. Zwykli Niemcy i Holocaust", ja czytałam ją zaraz po jej ukazaniu się po niemiecku), czy Philipa Zimbardo z drugiej. Na wykład Zimbarda na UW w roku 2009 wręcz kopnęłam się z Krakowa do Warszawy. 


Tak, znam krytykę eksperymentu Zimbarda, gdyby ktoś pytał. Pisałam o tym eksperymencie a także eksperymencie Stanleya Milgrama - badaniu posłuszeństwa "zwykłych ludzi" wobec autorytetów - o czym sporo w książce Matczaka - w magazynie "EDUKACJA I DIALOG"...


Tyle jako zajawka do ewentualnej właściwej recenzji "Jak wychować rapera", bo na to potrzebuję trochę więcej czasu i wolniejszej głowy. Na razie wrzucam link ze strony "Zalewski o książkach" do jedynej znanej mi - jak dotąd - uczciwej recenzji książki napisanej po jej przeczytaniu, a nie wyzłośliwianiu się na Autorze i jego Synu przed jej przeczytaniem. I chyba bez chęci przeczytania? Na wkurwie, a, parafrazując słynną sentencję, "de curvivus non est disputandum".


*


Dr hab. Marcin Matczak, prof. UW o autorytaryzmie:








Przypisy:
[1]: Cóż, felieton Jacka Podsiadły w Tygodniku Powszechnym pt. "Rapcio i ojcio" nie  jest już dostępny w ramach udostępniania tekstów za darmo, może to i lepiej. Ja sobie go wrzuciłam do pamięci, więc i tak go mam, cytować fragment mi/każdemu wolno, oto więc zasadniczy fragment:

Nie wiedziałem o istnieniu rapera Maty, dopóki jego ojciec nie zaczął w mojej lodówce opowiadać, że napisał o synu książkę, że powinienem ją przeczytać i że on wie, jak ("dobrym pomysłem jest międzypokoleniowa lektura tej książki: dziecko czyta część o piosenkach Michała i tłumaczy ją rodzicom, rodzice analizują część wykładową i tłumaczą ją dziecku").

Natomiast nazwisko Matczak obiło mi się o uszy. Teraz sprawdziłem i wiem, że tato rapera to katolik, profesor, "specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa", konstytucjonalista i "prawnik celebryta".

Bez większego zainteresowania przelatywałem oczami wywiady, szumne zapowiedzi i fragmenty źle napisanej książki, aż przy jednym z tych fragmentów otworzył mi się korkociąg w kieszeni. "Magazyn Wyborczej" opatrzył go tytułem "Wolę, żeby chłopaki roztrzaskiwali butelki po piwie nad Wisłą, niż głowy rówieśników na wojnie", co okazało się dokładnym odzwierciedleniem myśli przewodniej autora.

*

I ja z dwojga złego "wolę, żeby chłopaki roztrzaskiwali butelki po piwie nad Wisłą, niż głowy rówieśników na wojnie", o czym pisałam w różnych tekstach:










[2]: To, że podoba mi się książka Matczaka-ojca o Macie-synu - a właściwie nie przede wszystkim o wychowaniu i karierze syna, a o wychowaniu do demokracji - nie znaczy, że mój światopogląd jest bez reszty kompatybilny z poglądami prof. Matczaka. Moja orientacja polityczna skręca zdecydowanie w lewą stronę, a dokładniej w kierunku frakcji postępowej o przebarwieniu zielonym, z czerwonawym ograniczaniem przez regulacje państwowe rozbuchanego (neo)liberalizmu. Jestem jednak zdania - jak on - że dojrzała demokracja powinna bazować na komunikacji, a nie konfliktowaniu się, i na godzeniu różnych poglądów i potrzeb (co nie jest równoznaczne z tolerowaniem wszystkiego w imię źle pojętej wolności). W przeciwieństwie do niego nie jestem wierząca, jestem jednak, jak często podkreślam, nie tylko racjonalna, używam obu półkul mózgu, tak racjonalnej, jak irracjonalnej, wsłuchuję się w intuicyjne podszepty, "błyski" umysłu nie-wiadomo-skąd, a koincydencje kocham i kolekcjonuję, materia, tak, ale magia i nieograniczona niczym wyobraźnia też. W tym duchu doceniam jak najbardziej kulturotwórczą rolę religii. Spodobały mi się poglądy przedstawione w sztuce "Badania ściśle tajne. New Constructive Eticks" (2021), wiele wiemy, ale to, co wiemy, to także nic do końca pewnego, za to trudno odmówić Universum świadomości, skoro jesteśmy najlepszym dowodem na jej istnienie. I nie tylko my, zwierzęta i inne formy życia także... gdyby w materii nie było potencjalnej możliwości tworzenia się życia i świadomości, to choćy się i 100 miliardów lat, i nieskończenie długo ze sobą mieszała, nic żywego i mądrego by się z tego nie urodziło na zasadzie "od mieszania herbata nie robi się słodsza", przynajmniej takie jest moje zdanie.
[3]:
28 października 2021 Marcin Matczak opublikował na swoim fejsbukowym profilu recenzję autora podpisującego się "Czytelnik". Moja byłaby w tym duchu, bo książka mi się podoba, ale wstrzymałam się, gdy gruchnęła wiadomość, że Mata reklamuje maca. No, nie jest to wartość, którą popieram. I to nie tylko z powodu śmieciowego jedzenia w McDonald'sach, ale także: 1. przemysłowej produkcji zwierząt na to jedzenie, cierpienia zwierząt; 2. zanieczyszczania środowiska; 3. wykorzystywania pracy młodych ludzi pracujących w obsłudze sieci; 4. losu wszystkich ludzi, którzy zmuszeni są pracować w tych wszystkich hodowlach i ubojniach w warunkach trudnych do wyobrażenia dla "normalnych" ludzi.

Ta książka nie jest o wychowywaniu dziecka, ta książka nie jest o wychowywaniu Maty. Ta książka jest o wychowaniu obywatela, a właściwego dobrego obywatela. Myślącego samodzielnie, otwartego na inność, otwartego na zmiany ale i chętnie kultywującego tradycję, rozumiejącego czym jest dobro i czym jest zło, chcącego poznawać i rozumieć to co się poznaje, sprawdzającego nowe ale i stare, posiadającego empatię i szacunek do innych, ale również siłę by zmierzyć się z tymi, którzy chcą wprowadzić chaos. Książka Matczaka to przegląd ważnych dla każdego młodego człowieka wartości. Matczak pokazuje te wartości przez pryzmat dorastania swojego syna. Nie odnajdziecie tutaj wielu zabawnych historyjek, nie dowiecie się ile razy trzeba puszczać rapowe płyty, by raper stał się raperem, nie dowiecie się także czy jest jakaś sztuczka na to, by raperem i to dobrym raperem się stać. Nie, tego po prostu tutaj nie ma. Może właśnie dlatego jest to bezradnik. Autor bez skrępowania pozwala sobie na filozoficzne-prawne wywody dotyczące zła autorytaryzmu, większość na przykładzie zmian politycznych w Polsce dziejących się od powtórnego przejęcia władzy przez PiS w 2015 roku. Jak odnieść to do wychowania rapera? Matczak w kolejnych rozdziałach komentuje wersy i kulisy powstawania numerów swojego syna, a przekaz stara się skomentować wskazując na odniesienia w realiach. Wpływa to w pewien sposób na odbiór lektury - czasami zastanawiamy się to czy książka o wychowaniu czy manifest antyautorytarny. Niezależnie od wyniku lektura jest przyjemna, wciągająca i pouczająca. Rozdziały w gruncie rzeczy to zwięzłe i uzupełniające się wzajemnie etapy wchodzenia obywatela w świat walki o swoje, o swoją przyszłość, swoje ja, swój kąt i przede wszystkim - bycie sobą. ("Czytelnik")


zapisz jako pdf
zapisz jako doc (MS Word)
drukuj

KOMENTARZE

Czerwiec
Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
So
N
27
28
29
30
31
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30