i oto moje domniemane winy staną się
odtrutką dla winnych naprawdę, mój grzech niewinny bo zamierzony
rozgrzeszeniem grzechów śmiertelnych, nieświadomie podjętych
w imię miłości, bliskich, ojczyzny. kurwa mać! - przeklinam
aby połaskotać tych, co nigdy nie przeklinają bo nie pójdę do ich nieba
w moim aniołowie mówić będą: o ja pierdolę, znów pierzyna
wyrypała się na zi(e)m(i)ę...
lekarstwo jak jad żmij, lekarstwo jak małżeństwo prostytutki
gdy zawstydziła się męża bo w pokoju pali się światło
a ona stoi przed nim podwójnie naga - bez ubrania
i swoich związków zawodowych
różowe od chcicy, zielone od przeterminowanych rocznic ślubu
czerwone od ognia inkwizytorów, niebieskie od cyjanku kutasa
języki ognia na które raz wzięci, na zawsze spłoną w oczach bliskich:
popierdolonoświeczna, wkurwomigotliwa i ja - cienioprzysiadły na jajach
którego teraz wezmą na ogniste języki jak Joannę d`Arc aby pominąć własne grzechy
*
(wiersz
ten publikowałam pierwszy raz na fb w październiku 2010, przypomniał mi
się teraz... / ilustracja: nie wiem, kto jest autorem tego portretu
zafrasowanego, pogrążonego w czarnych myślach nazwijmy go "Pali-Stańczy-Kota"
- jeśli ktoś wie?)
KOMENTARZE