LOGOWANIE

NEWSLETTER

WYSZUKIWARKA

POEZJA 12.11.2022 09:51
zdj. zendalibros.com
 


DYLAN THOMAS: KIEDYM WSTAŁ 

(tł. Ela Binswanger)


Kiedym wstał, z wież gong grał,

Zegar, ptak, miasta song,

Zjadłem coś, wokół tłok,

Przykry rozpustnych gadzin swąd,

Psujów i burzycieli snu,

A morze u drzwi, tuż,

Skrzek żab głuszyło, biesów, bab,

Ogrodnik ciachał sierpem krzak,

We krwi od stóp do głów,

Poranek ścinał znów

O ciepłych żyłach Czasu wtór, 

Z czesaną brodą z księgi wprost,

Ostatni ścięty padł wąż,

Jak wiotka gałąź lub pęd,

Rozdarty liściem jęzor, bęc.


Co rano jestem ów

Dobrozły w łóżku Bóg,

Z twarzą "chodzący wodą wódz",

Błądząca zmora, duch, 

Mamut i wróbli puch,

Ziemski nas wszystkich dwór.

Tu ptak jak liść, kaczką mknie łódź,

Już budząc się, słyszę wprzód,

Poprzez uliczny szum i huk

W wietrze wzburzonym sens słów,

Żaden potomek-prorok mój,

To nad mym morskim miastem płacz,

Kończy się Czas, rozdzwonił dzwon, znikł Pan,

Narysowałem wszem całunu biel,

Na mych oczach monety, muszli śpiew.


*


DYLAN THOMAS: WHEN I WOKE


When I woke, the town spoke.

Birds and clocks and cross bells

Dinned aside the coiling crowd,

The reptile profligates in a flame,

Spoilers and pokers of sleep,

The next-door sea dispelled

Frogs and satans and woman-luck,

While a man outside with a billhook,

Up to his head in his blood,

Cutting the morning off,

The warm-veined double of Time

And his scarving beard from a book,

Slashed down the last snake as though

It were a wand or subtle bough,

Its tongue peeled in the wrap of a leaf.


Every morning I make,

God in bed, good and bad,

After a water-face walk,

The death-stagged scatter-breath

Mammoth and sparrowfall

Everybody's earth.

Where birds ride like leaves and boats like ducks

I heard, this morning, waking,

Crossly out of the town noises

A voice in the erected air,

No prophet-progeny of mine,

Cry my sea town was breaking.

No Time, spoke the clocks, no God, rang the bells,

I drew the white sheet over the islands

And the coins on my eyelids sang like shells.


*




Przypisy:
[1]:

DYLAN THOMAS: GDY SIĘ PRZEBUDZIŁEM

(tł. Stanisław Barańczak)


Gdy się przebudziłem, miasto przemówiło.

Ptaki, zegary i skłócone dzwony

Ogłuszyły zgiełkliwy tłum pod moim bokiem,

Pełzających rozpustników rozpalonych,

Marnotrawców prosto z pieca snu,

Morze, mój sąsiad, rozproszyło w sobie

Żaby, szatanów, przygodne kobiety,

Kiedy człowiek za oknem, ogrodniczym nożem

Ścinający poranek,

Od stóp do głów we własnej krwi

Unurzany, sobowtór Czasu,

O ciepłych żyłach i brodzie jak z książki,

Ostatniego już węża odcinał, jak gdyby

Różdżka to była albo delikatna gałąź

z zadraśniętym językiem w zawiniątku z liścia.


Codziennie rano ja, który jestem

Bogiem w pościeli, i dobrym, i złym,

Po przechadzce na powierzchni wody

Tworzę przez śmierć trzebioną, dyszącą urywanie,

Wielką jak mamut i wróblo maleńką

Ziemię dla wszystkich.

Gdzie ptaki szybują jak liście, a łodzie jak kaczki suną,

Słyszałem, budząc się dziś rano,

Poprzez miejski zgiełk i tumult,

Jak w pionowe powietrze wznoszący się głos,

choć nie głos kogoś z moich proroczych potomków,

Krzyczał, ze moje morskie miasto pada w gruzy.

Nie ma Czasu, szeptały zegary, nie ma Boga, huczały dzwony,

Zaciągnąłem na wyspy białe prześcieradło

a na moich powiekach monety śpiewały jak muszle.


[2]:

Dość prawdopodobne, że ten wiersz został napisany z myślą o zbliżającej się wojnie, której Dylan bardzo się obawiał. Dylan wziął wers "Obudziłeś się i przemówił świt" z zeszytu 3, wiersz "pięćdziesiąt jeden" i dostosował go do tego wiersza.


data powstania: czerwiec-wrzesień 1939

po raz pierwszy w: "Siedem", jesień 1939

inne wydania w: "Death and Entrances" ("Zgony i wejścia") (1946) oraz "Dylan's Collected Poems" ("Wiersze zebrane Dylana") (1952)

poza tym w: "The New Centenary Edition", pod redakcją Johna Goodby'ego (2014) i "The Dylan Thomas Omnibus" (2014), oba opublikowane przez Orion


[3]: a to jest tłumaczenie google: 

Kiedy się obudziłem, miasto przemówiło.

Ptaki i zegary i krzyżowe dzwony

Zjadłem na uboczu kręcącego się tłumu,

Gad rozchodzi się w płomieniu,

Spoilery i pogrzebacze snu,

Następne morze rozwiało się

Żaby i szatany i szczęście kobiet,

Podczas gdy człowiek na zewnątrz z haczykiem,

Aż do głowy we krwi,

Odcinając poranek,

Ciepło żyłkowaty sobowtór Czasu

I jego zaczesana broda z księgi,

Pociąłem ostatniego węża, jak gdyby

To była różdżka lub subtelny konar,

Jego język rozdarł się w owinięciu liścia.


Każdego ranka robię

Bóg w łóżku, dobry i zły,

Po spacerze po wodzie,

Oddech rozsypany po śmierci

Mamut i wróbel

Ziemia wszystkich.

Gdzie ptaki jeżdżą jak liście, a łodzie jak kaczki

Usłyszałem, że dziś rano budząc się,

Na krzyż poza hałasami miasta

Głos we wzniesionym powietrzu,

Żadnego mojego potomka proroka,

Płacz, że moje nadmorskie miasto się rozpadało.

Nie ma czasu, mówiły zegary, nie ma Boga, dzwoniły dzwony,

Narysowałem białe prześcieradło nad wyspami

A monety na moich powiekach śpiewały jak muszle.


(google) 


zapisz jako pdf
zapisz jako doc (MS Word)
drukuj

KOMENTARZE

Grudzień
Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
So
N
25
26
27
28
29
30
01
02
03
04
05
06
07
08
09
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
01
02
03
04
05