> Tylko świnie siedzą w kinie <
Miliony nas, mamy serca,
stadami siedzimy w kinie,
ktoś na to, że "tylko świnie...",
my, świnie, on, świniożerca!
Zabiera się nam prosięta,
odbiera życie za życia,
jesteśmy żywcem do bicia,
lecz niech z was każdy pamięta:
To my jesteśmy tym mięsem,
to wy się nami karmicie,
nie traktujecie nas z sercem,
oszukujecie się skrycie,
zwiecie się homo sapiensem,
na niby w Boga wierzycie.
Kraków, 2.10.23
"Tylko świnie siedzą w kinie", ale to rząd PiS zachowuje się jak hitlerowski urząd propagandy
wyjaśnia Kornelia Sobczak na oko.press, 29.9.2023
Jak było naprawdę z bojkotem kin podczas niemieckiej okupacji? Po raz kolejny rządząca ekipa udowadnia, że historia jest dla niej bardzo ważna, ale niekoniecznie dobrze jej znana.
Atakując film Agnieszki Holland "Zielona granica", opowiadający o kryzysie humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej, w tym o działalności polskiej Straży Granicznej, rząd PiS chętnie posługuje się odwołaniami do czasów okupacji niemieckiej. Ponura ironia polega na tym, że sam stosuje chwyty wykorzystywane przez hitlerowską propagandę.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wprost porównał produkcję Agnieszki Holland do działalności nazistowskiej propagandy tweetując: "W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland?". Wiceszef MSWiA Błażej Poboży zwołał specjalną konferencję wokół filmu "Zielona granica", nazwał go "obrzydliwym paszkwilem" i zapowiedział, że w kinach studyjnych film poprzedzony zostanie specjalnym spotem pokazującym "kontekst operacji hybrydowej, przebieg tej operacji i rozwiązanie, które wprowadziliśmy, aby zagwarantować bezpieczeństwo polskiego państwa".
W piątek, 21 września, w dzień oficjalnej premiery filmu grupa jego przeciwników (wśród których byli kandydaci na posłów Konfederacji, Aleksander Kowaliński i Michał Nieznański) trzymała przed warszawską Kinoteką transparent z napisem "Tylko świnie siedzą w kinie". To dosyć niefortunne użycie tego hasła, zważywszy na pomysł ministra Pobożego.
O co chodzi ze świniami w kinie?
Hasło "Tylko świnie siedzą w kinie" pochodzi z czasów walki z niemieckim okupantem w czasach II wojny światowej. Posługiwanie się nim było częścią tzw. małego sabotażu - formy walki cywilnej polegającej na "propagandzie ulicznej" (słowo propaganda nie miało wówczas tak jednoznacznie pejoratywnego wydźwięku, jak teraz): malowaniu napisów na murach, rozrzucaniu ulotek, zaklejaniu niemieckich afiszy nalepkami z hasłami patriotycznymi, zrywaniu niemieckich flag, rozpowszechnianiu symbolu "kotwicy", czyli Polski Walczącej.
Czasem przeprowadzano także fizyczne ataki na lokale uczęszczane przez niemieckich żołnierzy i kolaborantów oraz na Polki spacerujące po ulicach z Niemcami. Istotą małego sabotażu było zaznaczenie, że Polacy wciąż są u siebie, a Niemcy to tylko przejściowi, znienawidzeni okupanci, którzy nigdzie nie mogą czuć się bezpiecznie. Że całe polskie społeczeństwo przeniknięte jest wolą oporu i walki, a naród jest zjednoczony i solidarny. I, że każdy, stosując w miarę swoich możliwości bierny, cywilny opór jest żołnierzem Państwa Podziemnego.
Organizowaniem działań małosabotażowych i wymyślaniem pomysłów na kolejne akcje zajmowała się Organizacja Małego Sabotażu "Wawer", prowadzona przez Aleksandra Kamińskiego, wybitnego pedagoga, redaktora naczelnego "Biuletynu Informacyjnego" - najważniejszej okupacyjnej gazety podziemnej - dziś pamiętanego przede wszystkim jako autor słynnych "Kamieni na szaniec". Większość akcji wykonywana była rękami młodych chłopców i dziewcząt. Jedną z najważniejszych akcji "Wawra" była właśnie "akcja kinowa".
Kicz, szmira i propaganda
Dlaczego właśnie kina znalazły się na celowniku podziemnej akcji sabotażowej?
W ramach działań represyjnych Niemcy zdelegalizowali właściwie całą polską działalność kulturalną informacyjną i oświatową, pozostawiając względną swobodę tylko rozrywce uchodzącej za prymitywną i niewybredną, "ludową": teatrzykom rewiowym, cyrkom, wesołym miasteczkom i właśnie kinom. Zezwolono także na działalność hazardową, którą oczywiście objęto niemieckim monopolem. Jak analizuje historyk Tomasz Szarota, autor klasycznej pracy "Okupowanej Warszawy dzień powszedni", chodziło o to, by ludność polską ogłupić, znieczulić i poddać oddziaływaniu propagandy oraz ciągnąć z "prymitywnej rozrywki" korzyści finansowe.
A jednak, kina w czasie okupacji nie świeciły pustkami. Warto tutaj przypomnieć, że przed wojną działało w samej Warszawie około siedemdziesięciu różnej wielkości kin, bilety były stosunkowo tanie, a chodzenie do kina stanowiło niezwykle popularną rozrywkę dostępną właściwie wszystkim klasom społecznym. Kino uchodziło za muzę lekką, łatwą i przyjemną, tak było też w czasie okupacji.
W propagowanej przez Kamińskiego idei walki cywilnej nie było miejsca na głupią rozrywkę. Nie wypadało się śmiać i cieszyć, gdy naród krwawił i walczył. Chodzenie do kina uważano za naruszenie narodowej żałoby, zwłaszcza że repertuar był ściśle kontrolowany przez Wydział Oświecenia Ludowego i Propagandy urzędu nadzorowanego przez Josepha Goebbelsa. Generalny Gubernator Hans Frank, zezwalając na otwarcie kin na terenie GG, stwierdził wprost, że "W grę mogą [?] wchodzić co najwyżej złe filmy, względnie takie, które obrazują wielkość i siłę Rzeszy Niemieckiej". [...]
Ale nie tylko o to głupawy repertuar chodziło. Nie o samą szmirowatość i niewybredność produkcji. Również o to, że dochód z działalności kin przeznaczano często na dozbrojenie niemieckiej armii, a przede wszystkim o to, że, przed seansami wyświetlano nazistowskie materiały propagandowe.
Wykroczeniem przeciw patriotyzmowi nie był więc sam film, ale właśnie uczestniczenie w seansie, który poprzedzony był niemiecką propagandówką. [...]