William Wordsworth: Żonkile
Sam niczym chmura wędrowałem,
Co ponad wzgórzem w dół wzrok chyli
I naraz wielki tłum ujrzałem,
Złocistożółty łan żonkili,
Jak nad jeziorem pod drzewami
Falował z wiatrem w rytm płatkami.
Podobne gwiazdom Drogi Mlecznej,
Co wiecznie świecą i migocą,
Szły w niekończącej się kolejce,
Niby świetlików roje nocą:
Dziesięć tysięcy na rzut oka,
W radosnych, skocznych tańca krokach.
Fale wraz z nimi też tańczyły,
Prześcigając się wartko z sobą:
W poecie zmysły poruszyły:
Mogę jako i one mogą,
Stoję i chłonę widok wielce,
Rozpierające czując serce.
Nieraz, gdy leżąc na kanapie,
Popadam w smętny duszy nastrój,
Błogi obrazek z nagła szarpnie:
Niech cię nie gnębi myśli zastój!
Tańczysz pogodny samotnością
Wraz z żonkilami z przyjemnością.
(tł. Ela Binswanger)
*
William Wordsworth: Żonkile
Szedłem sam - obłok wolnym lotem
Tak nieraz płynie długie chwile -
Gdy nagle oczy olśnił złotem
Rozmigotany tłum: żonkile!
Wprawiał je w taniec wiatr - od skraju
Jeziora po zarośla gaju.
Gęste jak gwiazd gromada skrząca,
Jak Mleczna Droga poprzez mroki,
Pasmem ciągnącym się bez końca
Obramowały brzeg zatoki;
Dziesięć tysięcy aż po kraniec
Widzenia - jeden wspólny taniec!
Fale tańczyły też; lecz złoty
Blask płatków bił żywością wszystko;
Czy splami serce cień zgryzoty,
Gdy takie ma się towarzystwo?
Patrzyłem więc - nieświadom, ile
Bogactwa wchłonę w jedną chwilę:
Bo często dziś, gdy na wznak leżę
W błogim sam na sam z własną myślą,
Znów gwiazdozbiory kwiatów świeże.
(tł. Stanisław Barańczak)
*
William Wordsworth: Daffodils
I wandered lonely as a cloud
That floats on high o’er vales and hills,
When all at once I saw a crowd,
A host, of golden daffodils;
Beside the lake, beneath the trees,
Fluttering and dancing in the breeze.
Continuous as the stars that shine
And twinkle on the Milky Way,
They stretch’d in never-ending line
Along the margin of a bay:
Ten thousand saw I at a glance,
Tossing their heads in sprightly dance.
The waves beside them danced; but they
Out-did the sparkling waves in glee:
A poet could not but be gay,
In such a jocund company:
I gazed - and gazed - but little thought
What wealth the show to me had brought:
For oft, when on my couch I lie
In vacant or in pensive mood,
They flash upon that inward eye
Which is the bliss of solitude;
And then my heart with pleasure fills,
And dances with the daffodils.
William Wordsworth: Żonkile
(tł. Maria Korytowska)
Sam jako chmura wędrowałem
Co nad wzgórzem, doliną płynie
Gdy wielki nagle tłum ujrzałem
Natłok - złotożółtych żonkili.
Podług jeziora, pod drzewami
Chwiały się z bryzy podmuchami.
Ciągnęły się jak Mlecznej Drogi
Gwiazdy, błyskały i mrugały
I długą linią wzdłuż zatoki
Tysiącem złotych głów kiwały:
Z dziesięć tysięcy w jednej chwili
Ujrzałem radosnych żonkili.
Tańczyły fale obok nich
Ale, tak jak one, nie lśniły.
Czyż w tej radosnej kompanii
Poeta mógł nie być szczęśliwy?
Patrzałem, lecz zrazu nie zgadłem
Jakie bogactwo mi przypadło.
Dziś często, gdy leżę na sofie
W tęsknym, leniwym zamyśleniu,
Błysną przed mym wewnętrznem okiem,
Co szczęściem jest w osamotnieniu;
Serce napełnią rozkoszami
A ono - tańczy z żonkilami.
William Wordsworth: Żonkile
(tł. Maciej Froński)
Sam wędrowałem, jak obłoczek
Często sam płynie przez przestworza,
Gdy nagle widok mnie zaskoczył
Złotych żonkili tłumu, morza;
Od wód jeziora aż po drzewa
Tańczyły - wiatr im w takt powiewał.
Doprawdy, był to widok miły:
Jak Drogi Mlecznej pasek biały,
Linę bez końca utworzyły
Na brzeg zatoki długą cały:
Dziesięć tysięcy w rytm miarowy
Wznosiło z wdziękiem złote głowy.
Tańczył też zastęp fal, niestety,
Nie tak wesoło, jak żonkile:
Lecz nie zmartwiło to poety,
I tak radości doznał tyle:
Nie odrywałem od nich oka;
Dziś wiem, jak cenny był to pokaz:
Bo często, leżąc w gabinecie,
Gdy melancholia przy mnie gości,
Wspominam sobie owo kwiecie,
I jest to szczęście samotności,
Wtedy, radością wypełnione,
Tańczy me serce, a z nim - one!
William Wordsworth: Żonkile
(tł. Agnieszka Fulińska)
Błądząc samotny jak obłoki,
Gdzie wzgórze się w dolinę chyli,
Ujrzałem nagle łan szeroki,
Złocistych istny tłum żonkili.
Nad brzegiem stawu, pod listowiem
W taniec je porwał wiatru powiew.
Jak gwiazdy jasne, niezliczone,
Na mlecznej drodze migotliwe
Ciągnęły się przede mną w stronę
Morskiego brzegu z fal przypływem.
Patrzyłem jak w rozkołysanie
Unosił je wiosenny taniec.
Od tańca fal weselsza przecie
Była perlista zieleń wiosny;
Trudno nie cieszyć się poecie
Z kompanów rzeszy tak radosnych!
W zachwycie nie pojąłem jeszcze,
Jak wielkim skarbem zmysły pieszczę:
Gdy bowiem smutek tylko wokół,
Nastrój posępny u mnie gości,
One błyskają w myśli mroku
Jako osłoda samotności;
Serce już żalem się nie mami,
Lecz tańczy razem z żonkilami.
William Wordsworth: Żonkile
(tł. Tomasz Krzykała)
Wędrowałem samotnie niczym chmura
Płynąca ponad dolinami i omiatająca wzgórza,
Kiedy nagle ujrzałem żółty tuman,
Całą łąkę falującą w złotych żonkilach;
Obok jeziora, pod drzewami,
Pląsającą, trzepoczącą z wiatru powiewami.
Z niesłabnącą siłą błyszczały te kwiaty jak gwiazdy
Migoczące nocą gdzieś na mlecznej drodze,
Linią bez końca rozciągnięte po horyzont blady
Wzdłuż brzegu biegnące w dal przy zatoce:
Dziesięć tysięcy od razu widziałem za jednym spojrzeniem,
Pochylających główki i zajętych swym tańcem.
Fale poniżej nich też w tańcu pląsały, ale kwiaty
Przewyższały połyskliwe fale swą radością:-
I poeta bez zadumy był szczęśliwy cały
Gdy czas spędzał z tak wesołą i pogodną kompanią:
Patrzyłem wciąż i patrzyłem, ale nie przeczuwałem
Jakim bogactwem, tak patrząc faktycznie się napawałem:
Bo często później kiedy byłem w domu
W nastroju przygnębienia, chłodu i obcości,
Znów widziałem tamte kwiaty przyniesione we wspomnieniu
Które jest błogosławieństwem samotności,
I znów się skrzy moje serce ich radosnymi pląsami,
I znów tańczę z żonkilami.
William Wordsworth: ŻONKILE
(tł. Bożena Iwankiewicz)
Wędrowałem jak chmura samotna
Unoszona wysoko nad dolinami i wzgórzami
Aż tu nagle rzesza ogromna,
Hostie złotych żonkili; przed oczami
Pod drzewami, nad jeziorem,
Na wietrze tańczą z ferworem.
Jak gwiazdy, co świecą rozlegle
I migoczą na drodze mlecznej,
Ustawione w niekończącej się kolejce
Wzdłuż zatoki linii nadbrzeżnej:
Dziesięć tysięcy na oka pierwszy rzut,
Podrygujących w tańcu, żwawych głów.
Fale obok nich tańczyły; ale...
Te w radości, fale lśniące prześcigały:
Poeta też nie mógł nie być w szale ,
W towarzystwie aż tak rozszalałym:
Patrzyłem - i patrzyłem - ale nie myślałem wiele
Jakie bogactwo ziściło mi to przedstawienie:
Często leżę na kanapie
W zamyśleniu lub bezmyślności,
Mym trzecim okiem błyski łapię,
Co jest błogością samotności;
I wtedy moje serce napełnia się rozkoszami,
I tańczy z żonkilami.