Pewien facet z tamtego kontynentu,
ku swemu należnemu mu kontentu
ogłosił, że liczbę "Pi"
obliczy bez trudu w mig,
i nie braknie żadnego elementu.
(ebs)
Pewien facet z Ważnego Kontynentu,
ku swemu, należnemu mu, kontentu,
ogłosił, że liczbę "Pi"
obliczy na palca pstryk
i nie braknie żadnego elementu.
(ebs)
Dzień Liczby Pi - święto obchodzone corocznie, głównie w amerykańskich kręgach akademickich i szkolnych (lokalnie w Polsce). Datę święta wybrano na 14 marca z powodu skojarzenia z pierwszymi cyframi rozszerzenia dziesiętnego liczby pi, jako że data "14 marca" zapisywana jest w USA jako "3.14".
Pierwsze obchody tego dnia miały miejsce w 1988 roku w muzeum nauki Exploratorium w San Francisco, z inicjatywy Larry’ego Shawa. W języku angielskim słowa pi oraz pie (ciasto, placek) mają taką samą wymowę, a placki często są okrągłe. Z tego powodu w Dniu Liczby Pi podawanymi daniami są pizza pie (placki pizzy), apple pie i inne podobne ciasta.
Ze względu na inny sposób zapisu daty w Europie, święto to nie jest zbytnio popularne na tym kontynencie. Za to 22 lipca obchodzony jest dzień aproksymacji π, według sposobu zapisu daty 22/7≈3,1428.
W Polsce obchodzi się Dzień Matematyki, który przypada 12 marca. Każdego roku bierze w nim udział kilka tysięcy szkół.
Łukasz Woźnicki: Wywiad z Andrzejem Milewskim, GW, 27.11.2013: Andrzejrysuje.pl rysuje dla Wyborcza.pl "Myślicie, że jest tylko jeden rysownik o imieniu Andrzej? Otóż nie. Jest nas dwóch"
Ludzie myślą, że skoro jestem rysownikiem, to będę rzucał dowcipami na lewo i prawo. A ja mam wieczną depresję, bo z czego tu się śmiać. Emerytury pod znakiem zapytania. Śmieciówki. Aż strach chcieć mieć dzieci. Rysuję o tym wszystkim, by spuścić z siebie trochę powietrza - mówi Andrzej Milewski. Od dziś najzdolniejszy polski rysownik młodego pokolenia rysuje dla Wyborczej.pl.
Andrzej Rysuje Milewski, rocznik 85. "Absolwent czegośtamnaUW. Niedoszły dziennikarz, prawie copywriter. Tata nie wie, że palę" - tak sam o sobie wypisuje w internecie, gdzie doczekał się już statusu "gwiazdeczki".
Rzeczywiście pali. Gdy się spotykamy, na wstępie pyta, czy nie mam papierosa. A na moją uwagę: "Myślałem, że jesteś starszy", reaguje nerwowo: "O nie. Znów mnie ktoś myli z Andrzejem Mleczką".
W odróżnieniu od drugiego Andrzeja, mówi wszem i wobec, że on rysuje, choć właściwie nie potrafi. Ale jego rysunki zna chyba każdy Polak, który ma konto na Facebooku.
Łukasz Woźnicki: Jakie to uczucie mieć 36 tys. fanów na Facebooku? To tak jakby lubił cię cały Wołomin.
Andrzej Rysuje: - 36 tysięcy, to całkiem sporo jak na rysownika. Mleczko ma z 80 tys., nieoficjalny fanpage Raczkowskiego ponad 60. Ale jeśli porównać to do gwiazd internetu, czyli jutuberów, którzy mają po 300-600 tys. fanów, te 36 nie robi wrażenia. Tylko u mnie jest trochę inna publika. Wiadomo, Wołomin to elita. /.../
Brzmisz pesymistycznie jak na rysownika satyrycznego. Myślałem, że ludzie, którzy rozśmieszają innych, są weseli.
- Zawsze jak mnie ktoś poznaje, to się dziwi, że nie sypię dowcipami na lewo i prawo. Nie, ja zwykle milczę. Mam wieczną depresję, ale myślę, że to pomaga w rysowaniu. To dobra selekcja rysunków, bo aby coś mogło przebić się przez tę deprechę, musi być dobre. Powiem ci, jak to się zaczęło. 6 lat temu zacząłem pracę w jednej z telewizji informacyjnych. Osiem godzin w reżyserce i słuchanie newsów non stop. Nagromadzenie tego było tak duże, że czułem, że muszę to z siebie wyrzucić. I tak zacząłem rysować. Znajomi, rodzina i dziewczyna mi kibicowali, ale ja sam nie potrafiłem ocenić, czy to jest śmieszne.
Założyłem stronę w internecie. Wiedziałem, że jeśli rysunki będą dobre, to ludzie je zauważą i docenią. Przez dwa lata prawie nic się nie działo. Potem pojedyncze sukcesy, coraz więcej fanów i tak dalej. Aż tu nagle booom. /.../