Dostałam wczoraj pytanie, co sądzę na temat wulgaryzmów i jak je traktować w publikacjach:
1. ocenzurować
2. wykropkować
3. zastrzec "tekst zawiera wulgaryzmy, chcesz, to czytaj, ale na własną odpowiedzialność"
Odpowiedziałam co następuje:
Wulgaryzmy należą do języka jak ogony do psów. Trzeba tylko wiedzieć jak ich używać. Wulgaryzmy rażą, gdy są nieodpowiednio użyte. Dlatego u ludzi, którzy używają wulgaryzmów ZAMIAST innych słów, bo taki ich ubogi język, razi prostactwo całej wypowiedzi, a nie samo wulgarne słowo, natomiast jeśli ktoś używa języka, że tak powiem, ze znawstwem, to ma prawo używać słownictwa w całym jego bogactwie. Wtedy wulgaryzmy nie tylko nie rażą, ale podnoszą jakość wypowiedzi, jeśli akurat są najodpowiedniejsze w kontekście. Czego dowodem pisarze, a nawet poeci.
Bo nawet w poezji można używać całych wulgarnych słów (chyba że poeta życzy sobie explicite mieć wykropkowane, bo taka jego koncepcja).
W tekstach publicystycznych (albo na fb) ja wygwiazdkowuję - gdy użyję - zazwyczaj jedną literkę: ku*wa, pie*dolić, d*pa, ch*j... et cetera. Zwykle zdaje egzamin ;). Robię też wyjątki, jak w poniższym wierszu.
Trzeci punkt odrzucam. Wulgaryzmy się już tak przyjęły, wszędzie, że byłoby to hipokryzją. W poezji współczesnej jest ich też sporo, zależy od autora.
I przykładzik - jeden taki mój wierszyk - w dowód, że wulgaryzm jest absolutnie na miejscu, ba, bez niego wiersz byłby położony:
krzywa przestrzeń
jest takie miasto nad rzeką
spętaną nastoma mostami
gdzie domy tańczą
czas zawisł w katedrze
schodami łamie się przestrzeń
kręcą się tam dwie ulice
dla ułatwienia nazwane tak samo
(ludzie wiedzą która gdzie)
umówiliśmy się na jednej
nie spotkali na drugiej
wszystkiemu winna ta kurwa przestrzeń
*
Praga, listopad 1999
KOMENTARZE