Raz w życiu miałam okazję posłuchać go na żywo - był gościem zjazdu dziennikarzy polonijnych w Tarnowie w roku 1996, w którym uczestniczyłam jako dziennikarz pisma polonijnego wydawanego w Szwajcarii.Jako polityk był charyzmatyczny, jako dziennikarz sumienny, jako publicysta kompetentny, jako człowiek sympatyczny, jako mężczyzna ujmujący... Zginął tragicznie u wybrzeży Korfu 7 lipca 2001 roku, rozgrzany słońcem skoczył z łodzi do zimnej wody morskiej... Miał zostać Ministrem Kultury i kto wie, kim jeszcze, brakuje go do dziś!
* * *
O Andrzeju Urbańczyku
w Wikipedii.
* * *
Na 10-lecie śmierci Andrzeja Urbańczyka, w sierpniu 2011
Marek Bartosik, dziennikarz Gazety Krakowskiej, pisał:
Andrzej Urbańczyk z Krakowa szykował się do objęcia po nadchodzących
wyborach funkcji ministra kultury w rządzie SLD. Miała ona być
ukoronowaniem jego drogi życiowej. Na wyspę Korfu poleciał, żeby
odpocząć...
Wystarczyła chwila zbyt wielkiej wiary w umiejętności pływackie. Pomoc
przyszła szybko, ale sześć minut pod wodą to było zbyt wiele. Dziesięć
lat temu małopolskie SLD straciło Andrzeja Urbańczyka - postać o
autorytecie, do którego nikt tu na lewicy już się nie zbliżył.
Znakomity człowiek, o ogromnej wiedzy, kulturze. Andrzej był niepowtarzalny - wspomina Wacław Martyniuk
,
poseł SLD, który właśnie postanowił wycofać się z polityki. Z Andrzejem
Urbańczykiem współpracował przez wiele lat w Sejmie.
- Takich ludzi już
nie ma i tyle - mówi.
- Po śmierci Andrzeja okazało się, że SLD w Małopolsce jest gorsze niż
się wcześniej wydawało. Jego postać przysłaniała prawdziwy obraz tego
środowiska - ocenia Adam Jaśkow, który przez 8 lat kierował biurem
poselskim Urbańczyka. Ocenia on, że jego ówczesny szef wśród
najważniejszych ludzi lewicy najmocniej był związany z Aleksandrem
Kwaśniewskim, a inni z krakowskim politykiem po prostu się liczyli, bo
do polityki przyszedł już z doświadczeniem i dorobkiem wypracowanym
właśnie pod Wawelem.
Należał do tych tysięcy ludzi, którzy urodzili się na Śląsku, ale dla których Kraków był wymarzonym miejscem studiów i życia.
Pochodził z rodziny Ślązaków, urodził się w Lublińcu, a rodzina
mieszka w Tarnowskich Górach. Jego dziadek ze strony ojca pracował w
kopalni w Knurowie jako cieśla. Ojciec Andrzeja Urbańczyka przez wiele
lat był dyrektorem oddziału ZUS w Tarnowskich Górach. Jego matka, która w tym roku skończyła 98 lat [1], uczyła się w pierwszym polskim liceum na Śląsku w Siemianowicach.
Ponieważ jej ojciec zginął podczas I wojny światowej pod Verdun,
musiała zarabiać na życie korepetycjami. To dlatego matką chrzestną
Marka, brata późniejszego posła, była poznana przy tej okazji
siostrzenica Wojciecha Korfantego. Jako licealistka przyjeżdżała do
Krakowa, by w tutejszym radiu recytować wiersze. W tym samym radiu, w
którym po latach jej syn zaczynał pracę dziennikarską.
- Jeśli chodzi o
talenty to bardzo się od siebie różniliśmy. Mnie interesowała
matematyka, fizyka, chemia. On maturę z matematyki zdał chyba tylko
dlatego, że jego nauczycielka bardzo lubiła poezję i jego recytacje -
wspomina Marek Urbańczyk.
Andrzej ukończył filologię polską na UJ w 1970 roku. W legendarnym
"Żaczku" przeżył Marzec '68. Wtedy poznał go Krzysztof Janik, późniejszy
minister spraw wewnętrznych.
- Andrzej miał charakter trybuna, był
jednym z najinteligentniejszych wśród nas - opowiada.
Działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich, kierował klubem Nowy
Żaczek.
- Dziennikarstwo było jego żywiołem, wymarzonym zawodem -
opowiada Marek Urbańczyk.
- Jeszcze na studiach zaczął współpracę z
krakowskim radiem. Zaraz po studiach trafił do popołudniówki "Echo
Krakowa", a po pięciu latach do ośrodka TV na Krzemionkach.
- Mogę chyba zaryzykować twierdzenie, że byliśmy przyjaciółmi -
opowiada Janusz Zielonacki, który wówczas także pracował na
Krzemionkach.
- To był człowiek, na którym można było polegać. Pamiętam
jak dyskretnie dawał mi taśmę filmową, na której kręciłem w tajemnicy
przed władzami film o stanie wojennym. Mocno bronił dziennikarzy w czasie weryfikacji.
To było już w czasach kiedy po kilku latach pracy reportera i
kierownika działu, Andrzej Urbańczyk gorącą jesienią 1980 roku został
redaktorem naczelnym OTV na Krzemionkach. Wytrwał na stanowisku do 1983
roku, a więc przez okres stanu wojennego. Podobnie jak jego ojciec był
członkiem PZPR, a potem współzakładał SdRP i SLD.
- Czasami się
zastanawiamy razem z Bronkiem Cieślakiem, który też pracował z nami na
Krzemionkach, gdzie dzisiaj Andrzej byłby politycznie. Wychodzi nam, że
pewnie w PO - mówi Janusz Zielonacki, sam kiedyś sekretarz PZPR w
krakowskiej telewizji.
Urbańczyk należał przecież do skrzydła w PZPR, któremu było daleko
do "betonu". Po utracie pracy w telewizji był redaktorem naczelnym
miesięcznika "Zdanie" - pisma lewicowych, ale krytycznych wobec władz
PZPR intelektualistów. Był szefem "Kuźnicy" niedługo po tym jak w 1990
roku odrodziła się ona jako samodzielne stowarzyszenie, doprowadził do
powrotu "Zdania" - po kilku latach przerwy - na rynek.
- Andrzej zrobił
wiele dla budowy ogólnopolskiego autorytetu tego środowiska i pisma.
Jest dla mnie przykładem skutecznego wejścia dziennikarza do polityki.
Wielu ludzi tego zawodu ma takie ambicje, ale niewielu się to udaje -
mówi Edward Chudziński, obecny naczelny miesięcznika.
W latach 90. uparcie, mimo gwałtownych protestów prawicy, Urbańczyk z
delegacjami lewicy składał kwiaty pod krakowskim krzyżem katyńskim.
[2]
W Sejmie, gdzie zasiadał od 1993 roku, zajmował się kulturą. Należał
do osób, które doprowadziły do powrotu zniszczonego przez Niemców
pomnika Grunwaldzkiego na plac Matejki. Tworzył filmy dokumentalne.
Działał w Społecznym Komitecie Odnowy Zabytków Krakowa. Uczył
dziennikarstwa na UJ. W roku 1990, a więc w okresie gwałtownych przemian
własnościowych na rynku prasy, przez sto dni był redaktorem naczelnym
"Gazety Krakowskiej". Kontakt z dziennikarzami miał też jako rzecznik
prasowy klubu parlamentarnego SLD. W 2000 roku został, wbrew radom wielu
kolegów, redaktorem naczelnym "Trybuny".
Jego największa aktywność polityczna przypadła w okresie bardzo dla
niego trudnym. Jego żona Elżbieta Grzegorczyk, dziennikarka "Echa
Krakowa", wiele lat ciężko chorowała. Wspólnie walczyli z tym, co
okazało się nieuchronne. Razem obchodzili jeszcze 25-lecie ich
małżeństwa. Elżbieta zmarła kilka lat przed swym mężem.
W 2001 roku widać już było nieuchronną klęskę AWS w nadchodzących
wyborach. Pozycja Andrzeja Urbańczyka jako kandydata na ministra w
przyszłym rządzie SLD była niezagrożona. Polityk był znowu pełen
energii. Żeby jej jeszcze sobie dodać, przed wyborami wybrał się do
Grecji. Po tragedii znajomi przypomnieli sobie, że nigdy dobrze nie
pływał.