Zastanawianie się co by było gdyby, nie leży w mojej naturze. Próżno gdybać, co byłoby, gdyby nie wypłynął wtedy za daleko.
Pewnie
wszystko w życiu politycznym potoczyłoby się tak, jak się potoczyło.
Tyle, że nie zastanawiałbym się teraz - może - nad brakiem kontynuacji.
Bo
kontynuatorów tego, co chciał i robił w życiu publicznym, jest wielu. I
choć pewnie robią to na swój sposób, choć, niektórzy zdziwiliby się,
gdyby tak ich nazywać.
Ale wystarczy spojrzeć na listę tych,
którym Kuźnica wręczyła Kowadła. Tych, którzy przyjęli nagrodę nazwaną
Imieniem i Nazwiskiem Andrzeja Urbańczyka. I na wielu innych, którzy na
tych listach nie figurują, a o których wiemy, że są. Wielu ich a efektów
nie widać. Tyle, że myśl trwa i rozmowa o wartościach.
Zadziwić
by Go mogło, gdyby mógł zobaczyć, choć oczywiście nie może, jak mało
myśli i myślących zostało tam, gdzie toczy się życie polityczne. Po
prawdzie nigdy nie było ich tam dużo, ale dzisiejsze braki są nad wyraz
widoczne. No, cóż, o wartościach mogą rozmawiać tylko ci, którzy nie
tylko uszy ale i umysły mają otwarte. Nie tylko patrzą ale i chcą coś
zobaczyć. Rzeczywistość nie jest łatwa do opisania - i zrozumienia. Dużo
łatwiej jest patrzeć na ulubiony obrazek, nieważne ile farby zużyto na
kolejne retusze.
Żyjemy w epoce, gdy wszyscy chcą grać w
monopol. Gromadzić siły i przesuwać się na nowe pozycje. PIS przesunął
się na prawo, przesuwając przy okazji kilka ścian. Platforma, która już
dawno zapomniała, że chciała być obywatelska, przesunęła się wdzięcznie
na zwolnione miejsce udając jednocześnie, że to w dalszym ciągu jest
środek. Lewica po różnymi etykietami wjechała na rondo i pożera swój
ogon. Co będzie dalej? Jak powiedziałby dawniej pan Hawranek -
"Ja se ne boim, ja mam rakowinu".
Ale,
w przeciwieństwie do mnie, Andrzej Urbańczyk był optymistą. Uważał, że
zawsze jest miejsce i czas na zrobienie czegoś pożytecznego.
* * *
Epitafium napisane dla Stowarzyszenia Kuźnica w sierpniu 2009.