Sylvia Plath: Szalonej dziewczyny piosenka miłosna
Zamykam oczy i cały świat umiera; Gdy podnoszę powieki rodzi się ponownie. (Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).
Gwiazdy zaczynają niebiesko-czerwonego walca, Galopem wkrada się umowna ciemność: Zamykam oczy i cały świat umiera.
Śniłam, że czarami wciągnąłeś mnie do łóżka I śpiewałeś mi obłąkany miłością, całując mnie całkiem szaleńczo. (Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).
Bóg spada z nieba, ognie piekła bledną: Wyjdźcie serafinie i mężczyźni Szatana: Zamykam oczy i cały świat umiera.
Wyobrażałam sobie, że wrócisz tak, jak mówiłeś, Ale zestarzałam się i zapomniałam jak miałeś na imię. (Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).
Powinnam była raczej pokochać ognistego ptaka; One przynajmniej wracają wraz z nadejściem wiosny. Zamykam oczy i cały świat umiera. (Myślę, że wymyśliłam cię w mojej głowie).
(tł. Adrian Fulneczek)
*
Sylvia Plath: Mad Girl's Love Song
I shut my eyes and all the world drops dead; I lift my lids and all is born again. (I think I made you up inside my head.)
The stars go waltzing out in blue and red, And arbitrary blackness gallops in: I shut my eyes and all the world drops dead.
I dreamed that you bewitched me into bed And sung me moon-struck, kissed me quite insane. (I think I made you up inside my head.)
God topples from the sky, hell's fires fade: Exit seraphim and Satan's men: I shut my eyes and all the world drops dead.
I fancied you'd return the way you said, But I grow old and I forget your name. (I think I made you up inside my head.)
I should have loved a thunderbird instead; At least when spring comes they roar back again. I shut my eyes and all the world drops dead. (I think I made you up inside my head.)
*
Od tłumacza:
Co zagubiłem w tłumaczeniu?
1) tytuł - przełożyłem na nutę miłoszowską za sugestią znajomej filolożki, w oryginale jest to "Mad Girl's Love Song" i mimo że nasuwa się "wariatka", to ja protestuję i chcę, żeby była tam dziewczyna, wariatka może być przecież w wieku każdym;
2) rymy - cóż, bez nich trudno właściwie nazywać to coś tłumaczeniem, bo przepada cała struktura wiersza... w wersji Plath występują w formie a-b-a (pierwszy wers z trzecim), co nadaje wierszowi tempa, piosenkowości i piękna, u mnie ich nie ma, ale zawsze możecie korzystać z tej wersji jako przewodnika po wersji angielskiej (będziecie wtedy mieć sens i dźwięk);
3) "czarami do łóżka" - w angielskim sprawę załatwia za nas doskonale tutaj użyty czasownik "bewitch", który jest czymś zbliżonym do "oczarowania", ale tego czarnego;
4) "obłąkany miłością" - Plath kochała słowniki synonimów, spędzała nad nimi wiele godzin, dobierała więc doskonałe słowa, tutaj postawiła na "moon-struck", co oznacza jednocześnie kogoś szalonego, obłąkanego, ale też odczuwającego te uczucia w związku z miłością... częścią tego słowa jest też oczywiście "księżyc", co - po angielsku - współgra z wcześniejszymi wersami i pasuje do czarowniczego "bewitch" z poprzedniej linijki, próbowałem to oddać, ale z marnym skutkiem, złożyłem to więc na ołtarzu strat w translacji, przebaczcie;
5) "wyjdźcie" -- tu kłopot jest taki, że "exit" może oznaczać "wyjdźcie", ale może też oznaczać "wychodzą" (częsta forma tego słowa stosowana w dramatach ang.) jak pierwotnie przypuszczałem. To właściwie nawet ciekawsza wersja, bo dodaje całości więcej obłędu, ale biorąc pod uwagę formę czasowników w poprzednim wersie i to, że "wychodzą" implikujące, że ktoś tam jest/autorka kogoś widzi byłoby zbyt duża interpretacją... poddałem się ponownie;
6) "ognisty ptak" -- moje ulubione(!), no więc, jeśli zajrzeliście do oryginału pewnie obrażacie się teraz moją umiejętność posługiwania się słownikiem, oczywiście "thunderbird" z oryginału nie ma wiele wspólnego z ogniem... biorąc jednak pod uwagę, że w naszym języku nazywamy tego mitycznego stwora np. "Ptakiem Grzmotem" postanowiłem, że niestety muszę skłamać, mam nadzieję, że mi to wybaczycie...
Całość traktuję trochę jak porażkę, ale też podwójną nauczkę:
1. współczujcie tłumaczom! 2. nie wierzcie im!
* * *
Trailer filmu "Sylvia" z Gwyneth Paltrow w roli Sylvii:
* * *
Na 2. zdj. okładka książki "Jej mąż. Ted
Hughes i Sylvia Plath" ("Her Husband. Hughes and Plath - a Marriage") Diane Middlebrook, tł. Paweł Łopatka, WL, Kraków 2006
Jest to opowieść o dramatycznym związku pary
najwybitniejszych poetów XX wieku Sylvii Plath i Teda Hughesa. Ukazuje
psychologiczne portrety obu postaci - Amerykanki, która próbuje połączyć
ideał mieszczańskiego życia z twórczością poetycką, oraz
niekonwencjonalnego, swobodnego artysty. Dwa buntownicze charaktery, dwa
światopoglądy, jedna miłość do poezji. Książka, zaliczana do kanonu
literatury poświęconej postaciom Plath i Hughesa.
Ze strony "książkowo" http://ksiazki-scarlett.blogspot.com/:
Dwoje nieznanych jeszcze pisarzy.
Dwie silne osobowości. Ta książka jest obrazem jednego z burzliwszych małżeństw
XX wieku – Sylvie Plath i Teda Hugesa.
„Sylvię pociągali mężczyźni silni
i władczy.”
Poznali się w 1956 roku, gdy
Sylvia Plath, młoda, energiczna Amerykanka studiowała na uniwersytecie
Cambridge. Ted Huges, poeta, skończył studia i do końca nie wiedział jeszcze, co
powinien zrobić ze swoim życiem. Po pierwszym spotkaniu Sylvia zanotowała
wówczas w swoim pamiętniku „Kiedyś przez niego umrę”. Miała słuszność. Proroctwo?
Intuicja? Przypadek? Cztery miesiące po tym jak się zapoznali wzięli ślub.
Siedem lat później Sylvia Plath popełnia samobójstwo, pozostawiając po sobie
dwójkę dzieci, tomiki poezji, powieść oraz pamiętniki.
„Mam w sobie potężną siłę
fizyczną, intelektualną i emocjonalną, która musi znaleźć ujście – poprzez
rozwiązłość seksualną lub pisanie.”
Autorka pisząc tę biografię
wykonała rzetelną pracę. Przedstawiła nam nie tylko wspólne życie pary
Sylvia-Ted, ale także ich dzieciństwo, młodość. Wszystko to, co ukształtowało
ich takimi ludźmi oraz poetami, jakimi się stali. Nazbyt silne stosunki Sylvii z
matką, jej nieudane związki z mężczyznami. Dzieciństwo Teda w Yorkshire,
relacje ze starszym bratem, z matką, leśne polowania. To wszystko ukształtowało
ich jako ludzi i jako poetów. Bardzo podobało mi się, że autorka popiera swoje
tezy fragmentami ich wierszy. To oczywiste, że wyrażali siebie i swoje życie
wewnętrzne przez poezję. Dlatego tak istotna jest interpretacja ich wierszy w
kontekście ich biografii.
„Sylvię ogarnęło poczucie
beznadziejności, miałkości i bezsensu istnienia.”
Poezja rządzi się swoimi prawami.
Widocznie oboje nie byli stworzeni do stałego, zdrowego związku. Sylvia od
zawsze miała zaburzenia psychiczne, dlatego rodzi się pytanie, czy w związku z
innym mężczyzną potrafiłaby spełnić się i przeżyć? Była neurotyczna z fragmentaryczną
osobowością, a samobójstwo próbowała popełnić jeszcze przed ślubem. Miotała się
między skrajnymi uczuciami, pragnęła spełnić się jako kobieta, matka, żona,
pisarka, pani domu. Czy osoba o tak złożonej osobowości mogła zaznać szczęścia?
Czy można mieć wszystko, nie rezygnując z niczego?
„… jedyny na świeci mężczyzna,
który mi dorównuje.”
Ale czy Sylvia pragnęłaby
kogokolwiek innego? Poszukiwała mężczyzny silnego. Pragnęłaby dorównywał jej
fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie. Pożądała wręcz kogoś, kto będzie ją
przewyższał, przez co uczyni ją lepszą.
„Zamknięcie raju to doniosłe
wydarzenie.”
Sylvia i Ted byli małżeństwem
pisarskim, które rzeczywiście sobie pomagało. Ich twórczość wzajemnie się
przenikała i uzupełniała. W tym aspekcie wspólnego życia istotnie potrafili
podzielić się obowiązkami w ten sposób, że każdy miał czas na realizację
pragnień zawodowych. Byli do siebie tacy podobni, a jednocześnie tak
przeraźliwie różni. Do tego stopnia, że w pewnym momencie tych różnic nie byli
w stanie przeskoczyć.
„…mężczyzna, którego uważała za
starszego i mądrzejszego, który ją podniecał swoim nieokrzesanym sposobem bycia
i przy którym mogła być infantylna.”
To, co otrzymamy dzięki tej
książce, to garść faktów, szczypta domysłów popartych wierszami oraz tajemnica,
która już nigdy nie zostanie ujawniona. Rozwiązanie zagadki wspólnego życia
Sylvii i Teda spłonęła razem z jej dziennikami. Ted Huges spalił pamiętniki Sylvii,
jak twierdził, po to by nie przeczytały ich dzieci. Nawet w najsumienniejszych
biografiach ślizgamy się tylko i wyłącznie po powierzchni prawdy. Wychwytujemy
strzępki autentycznych informacji, a reszta to przypuszczenia. I prawdy nie
dowiemy się nigdy. Na pewno nie całej.
W sposób dość płynny podążamy
akcją wyznaczoną przez książkę. Były momenty, które się dłużyły. Biografka
zaznajomiła nas z faktami z ich życia, która ja osobiście uważam za nieistotne
dla przedstawienia ich losów.
Całość uzupełniona jest w zdjęcia
Sylvii i Teda, ich domu, dzieci, kochanki Teda…
Bardzo spodobało mi się to
wydanie.