11 lutego 1943 roku gestapo weszło do domu pradziadków Autorki...
W lutym 1945 roku więźniarki z Auschwitz wyruszyły w morderczy marsz, dla wielu ostatni... Niemcy uciekając przed nacierającymi wojskami radzieckimi pędzili je w głąb Rzeszy, która przegrywała wojnę, ale nadal pilnowała swojego szaleńczego porządku... Prababcia Autorki, najpierw więźniarka KZ Auschwitz, była już wtedy w obozie w Ravensbrück...
TrzeciaKiedy marzną stopy myślę o nich więcej.
Jestem ta najsłabsza. Nie urodzę córki.
Przepraszam kochanie. Obiecanej latem,
kiedy moje stopy owiewane ciepłem
nie marzły mi wiecznie. Kaszlę od tygodnia.
Wyszłam gdzieś bez golfa. One wyszły w lutym.
Chodaki za buty, w pasiastych sukienkach,
jestem taka miękka, jestem taka miękka.
Babki we mnie płaczą. Jedna, druga. Trzecia.
Krzyczę po niemiecku, mam zadartą kieckę,
wiem jak śmierdzą Ruski, piersi rwą spod bluzki,
wszystko mam na wierzchu, wszystko mam na wierzchu,
wzięło mnie trzech wespół. Przepraszam kochanie.
Nie urodzę córki obiecanej latem.
Nie dotrzymam zatem.
*
Autorka jest prawnuczką więźniarki Auschwitz i Ravensbrück o numerze 37 628:
Dzisiaj mija rocznica (11 lutego), gdy do domu moich pradziadków w 1943
roku, w Czeladzi przy ul. Dalekiej, wkroczyło gestapo. Zabrało moją
prababkę Wiktorię, pradziadka Władysława oraz ich jedyną córkę niespełna
osiemnastoletnią Helenkę, na którą w domu mówiono Halinka.
Rozdzielono
całą trójkę. Babcia Helenka trafiła do obozu w Głuchołazach, jej ojciec
do więzienia w Mysłowicach, gdzie po miesiącu tortur został zlikwidowany
publicznie na rynku, jej matka natomiast trafiła do KZ Auschwitz, gdzie otrzymała numer 37 628.
15 sierpnia 1944 roku przewieziono Wiktorię do
Frauenkonzentrationslager Ravensbruck. I tam brała udział w marszu
śmierci. Została wyzwolona przez Armię Czerwoną. Niestety, wyzwolenie
obozu przez Armię Czerwoną przyniosło dalsze cierpienia. Pijani
czerwonoarmiści gwałcili wycieńczone więźniarki.
Prababcia
przeżyła, wróciła do domu, do swojej córki, po trzech miesiącach od "wyzwolenia". Szczegóły jej wyglądu zachowam dla siebie. Zmarła na raka
piersi 1972 roku. Miałam wtedy cztery latka.
Prababcia Wiktoria po wojnie nie chciała wracać opowieściami do tych czasów. Chciała żyć. Moja mama wspomina babcię Wiktorię jako niezwykle silną i mądrą kobietę i, co ciekawe, umiejącą czerpać z życia radość.
Za to jej córka, moja babcia Halinka, była zupełnie inna, lubiła mówić i zdążyła mi sporo opowiedzieć.
*
Marsz Śmierci - jeszcze jedna historia