Jest w tobie tchnienie jezior, zielony szum lasów, świeżość kwitnącej łąki. O świcie szept wiatru, zaśniony w dziennym blasku błysk księżycowych pełń. Więc w smutek twój popłynę, w twój zapach pójdę. Więc…
idę przez sen na skróty - szalony i głupi przyprowadzam ci brzozy w rozdartej koszuli: spójrz, ile już tej bieli w twój smutek anieli… ile dmuchawców, nieba i modrych przestrzeni…
A ty - milczysz, w granity obrócona rzeźba, ty - woda zamarznięta, jaskółka podniebna, rozpalony na brzegu namiętności ogień.
Tym dalej mi do ciebie, im bliżej podchodzę: w zielony poszum lasów i księżycowych pełń przez smutek, zapach płynę, lecz wszędzie nie ma cię…