We wrześniu 1991 roku pojechałam na kilka dni do Paryża, TGV, Train à Grande Vitesse, Pociagiem Wielkiej Prędkości. W sierpniu sprowadziliśmy się z moim mężem-żeglarzem do nowego mieszkania, z centrum Zurichu nad Zuryskie Jezioro, chcieliśmy jak najbliżej wody. Po miesiącu byliśmy zmęczeni urządzaniem się. Byliśmy też trochę zmęczeni sobą. Obydwoje potrzebowaliśmy dużo przestrzeni i czasu w samotności od siebie, a tu taki zapieprz w kieracie i ani kroku osobno. W ramach relaksu mój Żeglarz pojechał na wystawę jachtów do Düsseldorfu, ja zaś miałam do wyboru: Kraków albo Paryż. Wahałam się, bo chciałam być w obu miejscach naraz. W końcu wybrałam Paryż, tam było więcej przestrzeni, no i ten pociąg-błyskawica, miałam ochotę na szybką jazdę. A w Paryżu pokazywano właśnie "Podwójne życie Weroniki", wszędzie widziałam plakaty. Wybrałam się więc do kina, pamiętam, jakiegoś malutkiego, w dzielnicy Marais. I tam doznałam przeżycia mistycznego. Oto byłam równocześnie w Paryżu i w Krakowie! (na dobitek znałam kompozytora "Piwnicy", Zbigniewa Preisnera, ciekawa byłam jego muzyki, w Krakowie, tja, krytykowanej, ja zanurzyłam się z przyjemnością). Po powrocie z Paryża obejrzałam film raz jeszcze i napisałam:
Profesor Aleksander Bardini (17.11.1913 - 30.7.1995), znakomity Gość Klubu Literackiego Basi Młynarskiej (6 czerwca 1991 roku) zapytany o różnicę między kulturą masową a tak zwaną "wysoką" stwierdził, że kultura "wysoka" to taka, do której się idzie, a kultura masowa to taka, która do ciebie przychodzi:
"Natomiast niewątpliwie mamy w tak zwanej kulturze masowej do czynienia z naturalnym, powiedziałbym, z fizykalnie naturalnym faktem pewnego rozcieńczenia jakości, bo kultura ta musi być pomyślana jako rzecz, którą każdy może wchłonąć. Wchodzi ona wszystkimi drogami w człowieka, a więc nie jest to proces, w którym następuje pewna koncentracja bazująca na wiedzy, wrażliwości, na znajomości przykładów czasów poprzednich. Kultura ta działa wprost. Ona nie przechodzi przez bardzo skomplikowany aparat odbiorczy - przychodzi, wychodzi, była, jest, nie ma."
I zaraz uzupełnił, że trzeba pamiętać o tym, iż również w kulturze masowej zdarzają się arcydzieła. A filmy, w których przecież grywał, to kultura masowa. W ostatnich latach swojego życia zagrał m.in. w "Korczaku" Andrzeja Wajdy i dwóch filmach Krzysztofa Kieślowskiego.
Weronika = Véronique? "Są rzeczy na niebie i ziemi, o których się uczonym nawet nie śniło" - tak to mniej więcej powiedział Szekspir, a wielkość jego polega na tym, że potrafił dostrzec i nazwać sprawy, które wieki później ani trochę nie straciły - nie tracą - na aktualności. Myśleć, że wszystko zostało wyjaśnione, że jedynie jeszcze detale trzeba dopracować, ale całość się wie i nie ma niczego poza tym, jest nie tylko nieprawdą, ale i przykrością. To przecież w gruncie rzeczy byłoby boleśnie rozczarowujące, że na tym, co akurat teraz się wie, miałoby się skończyć.
Najpierw tłumaczyły świat religie. Bez reszty. Potem okazało się, że są jeszcze całe obszary, w których religijna kosmogonia nie nadgania. Tu wkroczyła na arenę nowoczesna nauka i szybko rozepchała się tak, że znowu wydaje się brakować miejsca na resztę. Dla religii wszystko, co niewyjaśnialne, było mistyką, dla nauki jest bzdurą. Jeżeli nie mieści się w ramach logicznych konstrukcji, to nie istnieje i nie ma nad czym dumać. Otóż, moim zdaniem, tylko ta kosmogonia ma sens, która zakłada istnienie reszty.
Ostatni film Krzysztofa Kieślowskiego umieściłabym bez wahania w ramach tej reszty. Tej, o której istnieniu - wobec narastającej bezsilności nauki - nikt nie wątpi, ale która jest czymś nienazwanym, nieokreślonym, niezdefiniowanym. Tajemnicą miłości, śmierci. Tajemnicą życia. Owszem, jest, ale mówić o niej trudno, bo słów brakuje.
I, tak jak autorzy scenariusza filmu, reżyser Kieślowski wraz ze stałym już scenarzystą-partnerem Krzysztofem Piesiewiczem, nie dają żadnych wyjaśnień, tak i omówienia filmu, jego pisemne krytyki, nie powinny na siłę szukać definitywnych terminów. Tymczasem ma się wrażenie, że im więcej w filmie otwartych spraw, tym więcej pomysłów na ich zaszufladkowanie. Oto kilka próbek:
W którymś z wywiadów do prasy francuskiej Krzysztof Kieślowski wyraźnie mówi, że nie chodziło mu o problem reinkarnacji, że wcale w nią nie wierzy... W programie kinowym Paryża film był zachwalany jako "zobrazowanie reinkarnacji".
Poza tym krytyka dostrzega w nim:
Metafizykę "poruszającą młodzież, ale niezbyt strawną dla dorosłych" (Polityka), problem miłości i trudności w jej zaspokojeniu - "temat już wyeksploatowany, banalny" (Przekrój), metafizyczny kryminał (Nouvel Observateur), socjopolityczny pomost - "związek między istotami, krajami" (Le Monde), opowieść miłosną - "prostą i uczuciową" (szwajcarski Film demnächst), pytania o transcendencję życia (zuryski Tages-Anzeiger)... mistykę, dowód na istnienie duszy, filozofię o zabarwieniu ezoterycznym, próby głębokiej psychologii z nieco płytkim rezultatem... aż po potrzebę naginania fabuły filmu do finansowych możliwości i ograniczeń - przede wszystkim ograniczeń: w Polsce - tanio, we Francji - drożej, a więc tu z udziałem wielu statystów, tam - kameralniej...
Na taki pomysł wpadła Anna Tatarkiewicz w Polityce i w ogóle bardzo skrytykowała scenariusz, a już zwłaszcza "ze wszech miar wydumaną historię miłości".
Cała ta różnorodność w ujęciach, a nade wszystko spora rozbieżność w ocenach świadczyć może tylko o pewnej bezradności wobec ostatniego dzieła filmowego Krzysztofa Kieślowskiego.
Są dwie dziewczyny: Polka - Weronika i Francuzka - Véronique, nie znają się, ale wydają się wiedzieć o sobie, przeczuwać swoje istnienie... czasami. Są do siebie bardzo podobne. Nie mają matek, zmarły w ich dzieciństwie, mają tylko ojców. Kochają się z mężczyznami. I mają muzykę: trzecia bohaterka filmu jest muzyka, ciągle ten sam motyw. Weronika go śpiewa - ma piękny, dziwnie piękny, przejmująco piękny głos. Véronique go słyszy - jest nauczycielką gry na instrumentach muzycznych, jej uczniowie powtarzają w kółko ten sam muzyczny wątek... Słyszy go też, gdy nikt nie gra.
Film jest o Weronice, która umiera i o Véronique, która kocha. Ich życia na moment krzyżują się. Véronique jest w Krakowie z autobusową wycieczką. Weronika idzie do ciotki w związku z planowaną karierą muzyczną. Obie znalazły się równocześnie na krakowskim Rynku. Weronika dostrzega Véronique: Véronique robi serię zdjęć, utrwala na nich Weronikę nie wiedząc o tym.
Zanim zaproponuję jeszcze jedną wersję interpretacji fenomenu "dwóch Weronik", z góry chciałabym uprzedzić, że należę do entuzjastów filmu (mimo że jestem dorosła), widziałam go w Paryżu i w Zurichu, uważam go nie tylko za wyjątkowo piękny, ale i za niezwykle sugestywny, pełen nakładających się na siebie treści i spraw.
Istoty filmu dopatrzyłam się choćby w rozmowie Véronique z ojcem. Véronique oznajmia, że jest zakochana, bardzo zakochana. Ojciec pyta, czy to ktoś, kogo zna. Véronique odpowiada, że nie i - tu zaskoczenie - ona też go jeszcze nie zna. "Jakże to? Nie rozumiem." - dziwi się ojciec, a Véronique na to, że ona też nie rozumie, ale jak zrozumie, wytłumaczy mu. Do końca filmu niczego nie tłumaczy, zresztą w ogóle dialogi w filmie są zredukowane do minimum, nikt nic nikomu nie tłumaczy, a film widzowi też nie. Wiele odbywa się poza porozumieniem werbalnym, czasami jest to jakiś gest, mina, ruch głową, dźwięk, obraz... a często po prostu nic.
W Véronique zakochuje się Aléxandre, autor bajek dla dzieci i jednoosobowy twórca objazdowego teatrzyku lalkowego. Duża część filmu opowiada o tym, jak Véronique poszukuje Aléxandre'a - to o nim opowiadała ojcu, choć o tym nie wiedziała.
Dlaczego Weronika i Véronique są tak do siebie podobne, a jednak tak bardzo różne? Dlaczego Weronika umiera a Véronique żyje, mimo że też ma "coś z sercem"? Czy fakt, że życie jednej przecina się na moment z życiem drugiej ma być zapowiedzią rychłej śmierci Weroniki, jak to jest w ludowych przesądach? Ukazanie się sobowtóra ma oznaczać śmierć? Weronika rzeczywiście wkrótce umiera. Czy Weronika-Véronique to jedna i ta sama postać w dwóch wydaniach, jak powtórzona dwa razy marionetka w teatrze Aléxandre'a? Czy może dwie dziewczyny połączone jedną duszą, jak w jednej z alexandrowych bajek?
Jakby nie próbował rozpatrywać, coś się zawsze nie zgadza. Jeżeli sobowtóry, to czemu nie bliźniaczo podobne? Jeżeli nie sobowtóry, to skąd tyle podobieństwa: prawie to samo imię, pokrewne talenty, podobne zachowania w niektórych sytuacjach, zbliżone biografie, wady serca?
Tak jak ten film odebrałam, nie chodzi tu ani trochę o odpowiedzi na tego rodzaju pytania. A nawet o ich postawienie. Dla mnie jest to film o tym, że jest wiele zjawisk wokół, które przeczuwamy, które czasami w jakimś przebłysku świadomości zaistnieją i zaraz znikają, które naszym postępowaniem w jakiś sposób kierują, ale nie wiemy w jaki. Jednym słowem, że poza poznawalnym istnieją jeszcze całe sfery spraw, które są, wpływają na nasze życie, może zaznaczają się w baśniach, wierzeniach, mitach, snach, ale których nie da się, przynajmniej na danym etapie poznania, wyjaśnić.
Nie w tym rzecz, czy istnieją takie konkretne zjawiska, jak wędrówka dusz, nadprzyrodzone połączenie losu dwóch dziewcząt, przeczucie miłości czy śmierci, ale że jest także pewna niedostępna dla rozumu reszta. Nie wiem na pewno, ale może właśnie fakt, że serce Weroniki stało się przyczyną jej śmierci, był w filmie tym znakiem: ukazaniem rozbieżności między wiedzą (tu: medyczną), a tzw. siłami wyższymi, prawami natury, czy jakby to zwał. Krakowska ciotka Weroniki, starsza pani, przygotowuje testament, a umiera jej młoda siostrzenica. Tajemnica życia i śmierci?
Nie chcę dopuścić się przeinterpretowania, ale również w tym nieomal dosłownym, obraz w obraz, ocieraniu się o siebie miłości, najintensywniejszego uczucia w życiu - i śmierci, największej ofiary wobec życia, widzę klucz do filmu Kieślowskiego. Weronika podczas udziału w koncercie upada na scenę. Umiera. Jest pogrzeb, grudy ziemi spadają na trumnę, kamera jest tak ustawiona, że ziemia sypie się na nią, ekran robi się czarny...
...po chwili rozjaśnia się - i wtedy po raz pierwszy pojawia się Véronique, jest z mężczyzną, kochają się... akcja filmu przeniosła się do Francji. Tamta nie żyje, ta kocha. Poznajemy życie Véronique, za chwilę zaistnieje miłość do Aléxandre'a. To on odkrywa w jej torebce zdjęcia z wycieczki do Krakowa, a na nich Weronikę. Véronique ogarnia niewytłumaczalne uczucie smutku, płacze. Ale Aléxandre kocha ją, całuje, zdjęcie Weroniki zostaje wgniecione w łóżko. Miłość i śmierć obok siebie, dwie największe tajemnice życia rozpatrywane w kategoriach pozapojęciowych, ponadzmysłowych, nadrozumowych.
"Podwójne życie Weroniki" / "La double vie de Véronique", film produkcji polsko-francuskiej, reżyseria: Krzysztof Kieślowski, scenariusz: Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Piesiewicz, zdjęcia: Sławomir Idziak, muzyka: Zbigniew Preisner, w podwójnej roli Weroniki: Irène Jacob (nagrodzona za najlepszą rolę, Cannes '91), Aléxandre: Philippe Volter, w rolach pozostałych: Aleksander Bardini, Halina Gryglaszewska, Kalina Jędrusik (†sierpień 1991).
Nawiasem: Irène Jacob, muza Kieślowskiego, wychowywana w Genewie paryżanka, była uczennicą polskiej pianistki i profesor w klasie fortepianu w
Konserwatorium genewskim, Aldony Budrewicz-Jacobson, o której pisałam m.in. tutaj.
*
Pewien reżyser z Warszawy narobił w świecie moc wrzawy, podwójne życie sfilmował skrycie, dwóch dziewcząt tajemne sprawy.
(ebs)
Krzysztof Kieślowski (27 czerwca 1941 w Warszawie - 13 marca 1996 tamże) - polski reżyser i scenarzysta filmowy. Karierę rozpoczął jako reżyser specjalizujący się w filmach dokumentalnych ("Życiorys", "Z punktu widzenia nocnego portiera"), jednak w miarę upływu czasu zaangażował się w realizację filmów fabularnych. Sporadycznie podejmował też działalność teatralną.
Jego wczesna twórczość fabularna, utożsamiana z kinem moralnego niepokoju, stanowiła paradokumentalne filmy ukazujące rzeczywistość ówczesnej Polski ("Personel", "Blizna", "Amator", "Przypadek"). Potem zwrócił się ku motywom metafizycznym, tworząc filmy psychologiczne podejmujące tematy moralne i egzystencjalne (telewizyjny cykl filmowy "Dekalog", "Podwójne życie Weroniki", trylogia "Trzy kolory").
Zmianie podlegała także estetyka: wczesna faza twórczości Kieślowskiego charakteryzowała się ascetyczną, naśladującą dokument formą, natomiast późna - wyrafinowanymi zabiegami wizualnymi.
Reżyser był wielokrotnie nagradzany za swoją twórczość, między innymi Europejską Nagrodą Filmową „Felix” oraz Złotym Lwem w Wenecji. Jego kinem inspirowali się tacy reżyserzy, jak Tom Tykwer czy Jerzy Stuhr.
*
Tekst ten ukazuje się też na stronie Klubu Basi Młynarskiej "Słowo i muzyka", tam jest ze zdjęciem prof. Bardiniego i informacją o zdjęciu.
Poznała pani Kieślowskiego, kiedy jego
twórczość doceniła międzynarodowa publiczność. Ale w Polsce jego filmy
często spotykały się z niezrozumieniem i ostrą krytyką. Czy dało się
odczuć, że podczas zdjęć był już w pewien sposób zrezygnowany, wypalony?
- Nie wiedziałam, w jaki sposób był postrzegany w Polsce.
Wiedziałam tylko, że niektóre jego filmy blokowała cenzura. Musiał
nieustannie walczyć, żeby bronić swojej twórczości. Miałam okazję
zobaczyć jego filmy, zanim go poznałam. Zupełnie przez przypadek
widziałam "Krótki film o zabijaniu" i "Krótki film o miłości". Bardzo mi
się podobały, ale nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek poznam polskiego
reżysera. To było krótko po otwarciu granic. Ważny moment w historii.
Dla niego przygotowanie takiej polsko-francuskiej koprodukcji musiało
być dużym wyzwaniem.