Dziś ma 70 lat. Nigdy nie wyszła za mąż. Wciąż ma w sobie coś, co
sprawia, że trudno jej nie zauważyć. Może to jej piękne, wyraziste rysy,
może niezwykłe, odległe jakby, niebieskie oczy, a może fakt, że jest
szczupła, a wzrostem wyraźnie góruje nad innymi (gdy zaczynała karierę
modelki, tak wysokie dziewczyny nie były jeszcze w modzie na wybiegach). /.../
Ojciec Very, Heinrich, w 1936 r. odziedziczył Sztynort po bezdzietnym
stryju. Miał 27 lat. Był wysoki, przystojny. Ci, którzy go znali,
wspominają jako kipiącego radością życia i optymizmem. Rok wcześniej
ożenił się z hrabianką Gottliebe von Kalnein.
Tworzyli piękną parę, na której widok milkły głosy na arystokratycznych salonach Berlina lat 30. Zamieszkali w Sztynorcie i Heinrich szybko przywrócił świetność zaniedbanemu przez stryja majątkowi. Kochał i rozumiał ziemię. Odnowił dom - prosty, dwuskrzydłowy, z piękną dębową klatką schodową i barwnie malowanymi stropami.
W 1937 r. na świat przyszła Maria Eleonora, pierwsza córka von
Lehndorffów, dwa lata później Vera, a w 1942 r. Gabriela. Najmłodsza
Katherina miała urodzić się w obozie pracy już po aresztowaniu ojca.
Heinrich von Lehndorff spędził w majątku siedem lat, być może
najszczęśliwszych. Stamtąd wyruszył w swą ostatnią tragiczną podróż.
W Niemczech, po latach milczenia, przywraca się pamięć o nim. Wkrótce
ukaże się jego biografia autorstwa Antje Volmer, byłej deputowanej do
Bundestagu. W Polsce nie słyszał o nim prawie nikt, choć był ostatnim
panem pałacu w Sztynorcie i uczestnikiem zamachu na Hitlera. /.../
Na początku wojny von Lehndorffowie, jak inne pruskie rodziny
arystokratyczne, umiarkowanie popierali Hitlera. W 1941 r. Heinrich,
zmobilizowany do służby wojskowej, trafił na front wschodni. Na
Białorusi był świadkiem masakry ludności żydowskiej. Zobaczył, jak giną
kobiety i dzieci.
Gdy przesunięty do rezerwy wrócił do Sztynortu, dołączył do ruchu oporu. Z racji położenia swojego majątku stał się jego ważnym ogniwem. Sztynort leży zaledwie 20 km od Wilczego Szańca, głównej kwatery Hitlera. Do terenów posiadłości należał Mauerwald, dziś Mamerki, gdzie mieściła się Kwatera Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych.
Heinrich przekazywał wiadomości w kręgu ruchu oporu. Werbował nowych spiskowców. Czy mógł przewidzieć, że wkrótce stanie się pruskim Konradem Wallenrodem, a jego rodzina będzie jadać obiady z prawą ręką führera? /.../
W 1944 r., po aresztowaniu Heinricha, Ribbentrop został panem na
Sztynorcie. /.../
20 lipca 1944 r. w baraku narad w Wilczym Szańcu wybuchła bomba
podłożona przez Clausa von Stauffenberga. Jedna osoba zginęła, sześć
innych zostało rannych. Hitler doznał uszkodzenia słuchu i lekkich
obrażeń ręki. Planowany przez spiskowców przewrót wojskowy szybko
stłumiono. Rozpoczęła się obława na kilkuset uczestników spisku. Gestapo
szybko zjawiło się po von Lehndorffa. /.../
4 września został stracony jako jeden z 200 uczestników spisku. Czy na śmierć, jak obiecywał w liście, szedł bez strachu i z podniesioną głową?
Po aresztowaniu Heinricha jego żona trafiła do obozu pracy, gdzie
urodziła najmłodszą córkę. Starsze von Lehndorffówny, wraz z innymi
dziećmi spiskowców, odesłano do hitlerowskiego sierocińca w Bad Sachsa
w Górach Harzu. Tam zmieniono im nazwiska i starano się odebrać
tożsamość. W przyszłości miały trafić do porządnych pronazistowskich
rodzin. Matka odnalazła je po wojnie. /.../
Vera von Lehndorff długo nie przyjeżdżała do Sztynortu. Może się nie składało, może nie była gotowa, bała się wspomnień. Dopiero jesienią 2007 r., po raz pierwszy po 63 latach, odwiedziła rodzinny dom. Szła aleją prowadzącą do pałacu i patrzyła na prastare dęby jak na dawno niewidzianych członków rodziny. W zarośniętym parku przytuliła się do kory sędziwego drzewa. Powinna płakać, ale nie płakała. Trzymała się twardo, zgodnie z pruskim wychowaniem.
Kilka lat temu przeprowadziła się ze Stanów do Berlina. Pierwszy raz w życiu była tak blisko rodzinnej posiadłości. Nawiązała z nią kontakt polsko-niemiecka grupa naukowców i historyków sztuki, chcących ratować sztynorcki pałac. /.../ Marzy, że któregoś dnia zamieszka w pobliżu. Założy schronisko dla zwierząt. I wreszcie poczuje się, jakby wróciła do domu.
- Jest w tym coś mistycznego, że Sztynort przetrwał faszyzm, komunizm. Ciągle czeka, coś w nim nie chce umrzeć - mówi. - Mam wrażenie, że woła do mnie o pomoc. Chciałabym, by dostał szansę na drugie życie.