To co mnie spotkało przez ostatnie dni to czyste szaleństwo. Poszedłem do kina na „Kler”. Ten obraz obudził we mnie wspomnienia sprzed blisko 30 lat. Przelałem „na papier” swoje odczucia. Jeden z kolegów poprosił, żebym to upublicznił bo on chciałby to udostępnić na swoim profilu. Zrobiłem tak i… musiałem wyciszyć telefon, bo nieustannie pojawiał się dźwięk informujący o nadejściu kolejnej notyfikacji na FB. W ciągu kilku godzin było ich już kilka tysięcy. Reakcji, udostępnień i setki komentarzy. 24h później zadzwonił do mnie kolega: „Piszą o Twoim poście na Onecie! Wysłałem ci link”. Kliknąłem, oczy przetarłem ze zdumienia… A na profilu ilość reakcji przekroczyła 37 tysięcy, udostępnień posta ponad 32 tysiące i blisko 5 tysięcy komentarzy. Zacząłem część czytać. Zszokowało mnie na jak wiele sposobów można było zinterpretować moje słowa. Najwięcej jest gratulacji za odwagę - nie potrzebne mi były jakieś specjalne jej pokłady, żeby napisać co myślę, ale dziękuję za dobre słowo. Sporo w komentarzach było szczerej troski o Kościół. Równie dużo wyrazów poparcia czy potwierdzenia, że film wywarł na czytelnikach podobne wrażenie jak na mnie. Dużo smutku i przygnębienia się również pojawiło, ale cóż - ten film jest przygnębiający jak każdy film Pana Smarzowskiego. Chłoszcze. Dużo było komentarzy polemicznych, ale bardzo kulturalnych - cieszę się, że wciąż można się tak spierać. Stanowczo ale z szacunkiem. Sporo wiadomości prywatnych i sławnych już zaproszeń do znajomych. Wciąż przychodzą mimo mojego komunikatu, że do znajomych przyjmuję tylko znajomych Chyba jakiś osobny fan page będę musiał założyć.
Zdjęcie wzięłam ze strony CS, ale nie jego portret, tylko taki "avatar", z portretem to już muszę poczekać na zgodę (choć, jak widać z powyższego komentarza, mogę się nie doczekać).