Dziś światowe media podawały do wiadomości, że hollywoodzki gwiazdor Brad Pitt za reklamę perfum Chanel No. 5 zarobił 7 milionów dolarów... Amerykańskich.
No, i jak tu nie wierzyć Majom, że koniec świata tuż, tuż? Nie dość, że jest to absurd, żeby świat obiegała tak kompletnie nieistotna wiadomość i trafiała do ludzkich mózgów, w tym do mojego, dołączając tam do roju innych nieistotnych informacji, to jeszcze ta abstrakcyjna suma, 7 milionów dolarów. Cóż za podnoszący na duchu news wśród nieustannego dołowania rosnącym bezrobociem i pogłębiającą się beznadzieją, kryzysem, który wisi nad nami jak miecz Damoklesa... a właściwie to co ja mówię, wisi, już spada... na Grecję, Hiszpanię, Portugalię...
Chociaż? Przynajmniej piękny Mister Pitt ma się dobrze, więc może nie jest aż tak źle? Otóż jest! Ta wiadomość jest dokładnie tak samo zła, jak ta o bankrutujących państwach, krwawych rewolucjach i głodujących ludziach. Jesteśmy w sytuacji... świat jest w sytuacji, o której Lem mówił: Spada człowiek z wieżowca i na wysokości 5 piętra ktoś go pyta, jak się ma, a on odpowiada "na razie dobrze"... 7 milionów dolarów za "bycie twarzą" perfum? I o tym mówi się w głównych wiadomościach w światowych mediach???
No, dobra, wiemy już, co słychać u Brada Pitta w Hollywood, przyłóżmy teraz ucho całkiem gdzie indziej. Na przykład do krainy zwanej Zimbabwe, czyli dawniejszej Rodezji, w której rosną bajecznie fiołkowe drzewa jagaranda. Powierzchnia całkowita? 390,5 tysięcy km kwadratowych. To taka Polska i Irlandia razem wzięte (zważywszy na ilość Polaków na wyspie, to jakby dwie nasze ojczyzny). Ale Zimbabwe ma tylko 12,5 milionów mieszkańców, w Polsce i Irlandii wespół to o 30 milionów więcej. Jak miło mieć tyle przestrzeni życiowej, nieprawdaż? I dla ludzi starczy, i dla słoni? Tylko dlaczego jest tam tak niemiło?
Produkt krajowy brutto na 1 mieszkańca wynosi 355 dolarów USA (2009). To mniej niż dolara dziennie. W roku 2009 chleb kosztował 2 dolary US czyli 76 milionów dolarów zimbabweńskich! No, to to jest dopiero highlife, powiecie, tu człowiek obraca wyłącznie milionami! Ba, bilionami, trylionami, biliardami... Hiperinflacja wynosi 13,2 miliarda procent miesięcznie, co stanowi 516 trylionów (516 000 000 000 000 000 000) procent rocznie. Mamy tu banknot o nominale 100 bilionów (100 000 000 000 000). W pierwszych dniach lipca 2008 roku 1 złoty polski był wart, bagatela, 8 miliardów dolarów zimbabweńskich. Aha, niedawno Zimbabwe kupiło sobie 3 000 000 sztuk chińskich kałasznikowów i 3 000 moździerzy. To pewnie Zimbabwe stać na taki ekstrawagancki zakup!?
Jak się te dwa tak odległe od siebie kwanty wiedzy o świecie mają do siebie? Na jednej szali Brad Pitt z jego 7 milionami US$ za parę obrotów i prychnięć przed kamerą, na drugiej ginący z głodu milionowy kraj?
Wspomnijmy: Brad Pitt zarabiał już - od filmów abstrahując - na reklamie chipsów, dżinsów, piwa i innych napojów, i zegarków... Był twarzą korporacji i banków. Aaa, banków! Skąd rząd Zimbabwe ma pieniądze za broń dla Chińczyków? Ano z banków. Jak oddaje? Rujnując własną gospodarkę i rabując własny naród. Do banków mają wracać pieniądze i to razem z tłustym zyskiem. Oczywiście zysk to zysk. Pieniądze za reklamę w wykonaniu gwiazdorów to tylko koszty własne. Pensje dla urzędników, premie dla prezesów i dyrektorów także... Za to oczywiście też musi zapłacić dłużnik. W Zimbabwe żyją słonie, ich los jest przesądzony, ich kości są w cenie. Jeden słoń wyceniany jest na 20 tys. dolarów. Amerykańskich rozumie się. Susze zabijają słonie. Ludzie zabijają słonie (król Hiszpanii lubi sobie wpaść do Afryki na polowanie dla sprawienia sobie tej szczególnie wyrafinowanej przyjemności). Skończą się słonie (czy co tam Zimbabwe może jeszcze zamienić na dolary), skończą się banki.
Które rodzime gwiazdy "dają twarz" działającym w Polsce bankom? Marek Kondrat, Piotr Fronczewski, Szymon Majewski, Piotr Adamczyk, Wojciech Mann i Krzysztof Materna... czasami gościnnie namawia do brania kredytów (lub wymiennie znoszenia oszczędności) Antonio Banderas, Chuck Norris, Juliette Binoche...
Kogoś zapomniałam? W każdym razie wy pamiętajcie biorąc kredyt, że składacie się na demoralizujące artystów honoraria. Pamiętajcie o tym kupując perfumy. Nie mówię, nie bierzcie kredytów, czy nie kupujcie perfum. Ale pamiętajcie, że absurd jest jak balon, im bardziej się nadyma, tym bardziej ciśnie na ścianki, a ścianki mają swoją wytrzymałość. Czysta fizyka. Jest ciśnienie, jest bum. I koniec. Póki co jest dmuchanie do oporu. To dlatego banki kupują artystów za góry pieniędzy, to dlatego producenci perfum wykładają tyle kasy na reklamę.
Noam Chomsky: "Rynek to są żarty! Rynek to już przeszłość. Z tego musicie szybko zdać sobie sprawę! Od stu lat prawdziwy rynek znika. Sto lat temu brytyjskie sądy przyznały korporacjom taką podmiotowość prawną, jaką mają ludzie. Potem to poszło dalej. Dziś korporacjom wolno dużo więcej niż mnie albo panu i są dużo lepiej chronione przez prawo. A przy tym prawo wymusza na nich patologiczne działanie. Mają obowiązek maksymalizować zyski. To jest ich najważniejszy cel. Gdyby człowiek tak się zachowywał, uznalibyśmy to za patologię. Co więcej, korporacje zostały skazane na hipokryzję. Mogą robić coś dobrego dla innych tylko wtedy, kiedy to służy tworzeniu ich wizerunku. I co jeszcze gorsze, ten styl korporacyjnego, zakłamanego, skrajnie interesownego myślenia zaraża zwykłych ludzi." (w rozmowie z Jackiem Żakowskim, "Na lewo od ściany", polityka.pl, 6 lipca 2004)
*
Na zdj. aleja drzew jagaranda w stolicy Zimbabwe, Harare, fot. Shotake Takayoshi