Może jest to megalomania, a może najnaturalniejsza w świecie konkluzja, ale uważam moje istnienie za absolutnie kardynalne przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dlatego przeżycie końca świata byłoby dla mnie o tyle ważne, że beze mnie mógłby on sobie być lub nie być, natomiast ze mną musiałby być o tle o ile, tzn. koniec świata tak, ale koniec mojego życia - nie - jako że byłabym obserwatorem może i dotkniętym ewentualnymi niedogodnościami po końcu świata ale przecież nie unicestwionym całkowicie, w sensie, nieżywym.
Wid...